R. VII. Pierwszy Grzech.

5.5K 190 196
                                    




𓆩𓆪

Gabriel's P.O.V.'s

   Luke nadal nie wrócił do domu.

   Wiadomość od Irys nie chciała, a nawet nie mogła wyjść mi dziś z głowy. Chciałam wiedzieć czemu aż tak mnie to zdekoncentrowało. Może przez to że Rys była taka... nie swoja. Nie chciałam żeby się martwiła, ale patrząc na to w jakim stanie odjechał Luke... nie zdziwiłabym się jakby leżał rozwalony na jakieś ulicy, w szpitalu czy w kostnicy. Nie mogłam się skupić przez myśli, które krążyły w mojej głowie od dwóch dni. Nie napisałam kompletnie nic na sprawdzianie, który miałam z chemii. Evy nie było dziś w szkole, a Porter ciągle śledził mnie wzrokiem. Byłam zmęczona, ale nadal nie wiem czym. Luke mnie nie obchodził a nawet go nie trawiłam. Większość strupków z mojej szyj zdrapałam. Na szczęście nie zastało wiele blizn, większość było nie widoczne, a resztę będę w stanie zakryć podkładem.

   Przy ostatnich lekcjach Porter zrobił coś dziwnego. Przedstawił mnie swoim kolegom ze starszych klas. Ciągle miał zawieszona rękę na mojej szyj, szeptał mi do ucha i całował w skroń. Zupełnie jakbyśmy byli... No nie wiem, parą? Potem odwiózł mnie do domu, gdzie od razu położyłam się spać.

   Było to urocze, nawet przyjemne, ale... też dziwne. Nie byliśmy na nawet jednej randce, raz się całowaliśmy - o ile można to tak nazwać - a on nic o mnie nie wiedział. Na dzisiejszej randce też się dużo nie dowie. W końcu idziemy do kina gdzie siedzi się cicho, chyba że potem gdzieś mnie jeszcze zabierze.

   Nie skreślam go, ale obawiam się by ten związek nie wyszedł za szybko i... na niczym. 

   Gdy się obudziłam robiło się już ciemno. Sprawdziłam skrzynkę, ale nie było tam nic ciekawego. Pomyślałam, że muszę przestać myśleć o tym wszystkim więc wzięłam starą listonoszkę, słuchawki i wyszłam z domu. Poszłam do lasu a dokładnie na stare wagony. Usiadłam na jednym z nich wymuszając na sobie chęci narysowania czegokolwiek, ale coś mnie blokowało. Całe dnie marnuje, gdy mogę robić cokolwiek innego. Mimo to zazwyczaj śpię, albo oglądam coś na telefonie. Na moich słuchawkach leciało The Beach od The neighbourhood ale nawet to nie potrafiło mnie obudzić. Leżałam na wagonie przyglądając się gwiazdą, gdy inna melodia mieszała się z tą z moich słuchawek. Zmarszczyłam brwi oraz zatrzymałam utwór.

   Dźwięk nie płynął z mojego telefonu. Powoli wyjęłam słuchawki z uszu, chciałam przysłuchać się tej koślawej melodii. Zmarszczyłam brwi podnosząc się na łokciach. Najciszej jak mogłam wstałam i zaczęłam chodzić po wagonach rozglądając się po miejscach między torami i wagonami. Brzmiało to jak sklejka różnych melodii z piosenek the neighborhood i Chase Atlantic. Dziwna, zaskakująca i... wpadająca w ucho. Brzmiało to naprawdę dobrze oraz w moim guście. W pewnej chwili dostrzegłam wagon z dziurą w dachu. Zmarszczyłam brwi, bo dźwięk zdecydowanie dochodziła stamtąd. Niepewnie przeskoczyłam na kolejny wagon. Jednak, gdy nikogo nie dostrzegłam w środku chciałam odpuścić, bo dźwięk ucichł. Po chwili rytm wrócił wraz z cichym mruczeniem pod nosem. Dłużej nie myśląc wskoczyłam do środka lądując blisko ziemi. Rozejrzałam się po wagonie i zobaczyłam osobę, którą najmniej chciałam widzieć.

   Luke wpatrywał się we mnie z zdzwonieniem. Siedział w ciuchach z niedzieli na jednym z najmniej zniszczonych foteli. Jego nogą od strony oparć była wyprostowana i leżała na dalszej części siedzisk, a drugą miał opartą o podłogę. O jego tors opierała się ciemno czerwona gitara a na kolanie zgiętej nogi leżał mały notesik. Zabrał go pewnym ruchem, gdy tylko na to spojrzałam.

   Wróciłam do jego twarzy i zauważyłam, że jest jeszcze bardziej poobijany niż przy ostatnim razie, gdy go widziałam. Spojrzałam na jego ręce, które były opuchnięte, a krew nie tylko z niedzieli zdążyła już zaschnąć. Wyglądał okropnie, co było nowością. Przydał by mu się prysznic no i opatrzeć rany.

SinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz