Rozdział 24

44 5 3
                                    

Wybiła właśnie godzina dziesiąta trzydzieści. Nanami powoli się rozbudzał przez padające na jego twarz jasne promienie porannego słońca, a na dodatek gdzieś w oddali słyszał niewyraźną, stłumiona muzykę i nucenie...miłe nucenie. Zasłonił sobie oczy przedramieniem i stęknął cicho przekręcając się na lewy bok w stronę oparcia lampy. Głowa go tak bolał. Nie, on wręcz napierdalała. Dawno nie miał kaca. Wydał kolejny przeciągły jęk bólu i zrzucił z ciebie delikatny i miły w dotyku koc, który teraz wydawał się drapiący i ograniczający ruchy jego zdrętwiałego ciała i wylądował na podłodze obok kanapy. Kiedy poczuł przyjemny chłód na całym pół nagim ciele westchnął i powoli odsłonił twarz. Z nadal zaciśniętymi oczami przekręcił się z powrotem na plecy, a muzyka w tle stawała się wyraźniejsza. I mimo, że rozbudzał się coraz bardziej to równie coraz bardziej nie wiedział gdzie jest. Przetarł jeszcze raz oczy, otworzył je i spojrzał na biały sufit i wiszącą nad nim lampę z biało szarym matowym kloszem. Patrzył na niego chwilę myśląc właściwie o niczym. Jedyne co czuł to wielką chęć ponownego pójścia spać, ale coś do niego dotarło. To nie był jego żyrandol. Przecież on w salonie nie miał nawet żyrandoli miał lady. Zaraz, dlaczego on w ogóle spał w salonie? Błyskawicznie poderwał się z kanapy i rozejrzał po pokoju. To nie był jego salon. Spuścił wzrok i dostrzegł, że pod oknem po lewej stronie stało pudełko z samochodzikami, a na nim zielone prześwitujące pudełko z klockami lego. Zamrugał parę razy i z powrotem oszołomiony spojrzał na ekran telewizora. To zdecydowany nie był jego salon. I co to za idiotyczna muzyka. Energicznie odwrócił się w stronę źródła dźwięku i zobaczył kuchnie miło urządzona kuchnie, z której unosił się przyjemny i delikatny zapach. W której zobaczył drobną sylwetkę poruszająca się w rytm muzyki lecącej z radia, która jak za machnięciem magicznej różdżki przestała go na ten widok irytować. Rozluźnił się i lekko się zgarbił. Teraz już rozumiał i wiedział gdzie jest.

-Akira- westchnął po czym skarcił się w myślach i poprawia- Yata-san- uśmiechnął się delikatnie i wygodnie rozsiadł się na kanapie przymykając oczy. Może i powinien zachować profesjonalizm i w pierwszej kolejności iść się ubrać, ale czuł się bardzo rozluźniony i szczęśliwy.

- Wołałeś mnie Nanami-san? - z pomieszczenia obok wydobył się ciepły głos pełen szczęścia, a raz za nim podążał Akira. Kento zerknął na niego uchylając jedną powiekę.

- Nieee - machnął lekceważąco ręką w jego stronę i ponownie zamknął oko.

- Rozumiem- po tym jednym słowie do uszu Nanamiego dotarł jeszcze cichy chichot, a on uświadomił sobie co właśnie robi. Chyba poczuł się zbyt swobodnie. Odchrząknął w zwiniętą w pieść dłoń i usiadł bardziej przyzwoicie.

- Wybacz Yata -san nie to miałem na myśli za bardzo mnie poniosło- wstał przecierając twarz- To chyba przez głowę, nadal boli.

- Nic się nie stało- uśmiechnął się szeroko- to znaczy, że czujesz się tu swobodzie, a zależy mi na tym- przerwał cały czas uśmiechając się do zaskoczonego wypowiedzią Nanamiego, który już miał otwierać usta by coś powiedzieć, ale Akira był szybszy.

- Jeśli nadal boli cię głowa to mogę dać ci jeszcze tabletki...poprzednia wypiłeś w nocy, więc nic się nie stanie jest wypijesz teraz drugą tylko najpierw coś zjedz- dodał szybko.

Wydawało mu się, że to co powiedział było zbyt personalne. Może Nanni nie chciał się u niego czuć jak w domu. Podrapał się delikatnie po karku z głupim uśmiechem. A Nanami poczuł jak jego uszy robią się ciepłe i lekko pieką. Energicznie podniusł się z kanapy, od kaszlnął i zaczął się rozglądać po salonie w poszukiwaniu swoich jak sądził zwiniętych w jedną kulkę ciuchów, które pamiętał, że zostawił wczoraj na ziemi obok stolika kawowego...a PRZYNAJMNIEJ tak mu się zdawało bo nigdzie ich nie widział.

Zostaniesz Naszą Rodziną? (Nanami Kento x male OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz