ROZDZIAŁ XI Ciemna strona rodziny Martinez

326 59 10
                                    

   Oficjalnie z Laurą staliśmy się parą, ale nie powiedziałem jej jeszcze, że muszę zaraz wracać do Kalifornii. Czułem się jak tchórz i może nim byłem. Zależało mi na tej dziewczynie.
Dużo mi pomagała i wspierała mnie, jak tylko mogła, a ja starałem się wspierać ją. Dzięki niej byłem coraz lepszym strzelcem i bokserem. Uwielbiałem spędzać z nią czas.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem tyłu rzeczy, które zmienią wszystko. Gdybym wtedy wiedział, nigdy by do tego nie doszło.
Dziś czekała mnie poważna rozmowa z Gabrielem.
Byłem właśnie w jego gabinecie. Kelner przyniósł nam butelkę whisky i lód w szklankach, a mężczyzna nalał.

— Uwielbiam to robić. — Powiedział z uśmiechem. — Niby mamy od tego służbę, ale to uczucie nalewania, jest piękne.

Gabriel podał mi szklankę, którą od razu przyjąłem i upiłem łyk.

— A więc kiedy wracasz na studia?

— Jutro.

— Szybko. Czy Laura wie?

— Jeszcze nie.

— Pospiesz się, bo urwie ci jaja.

   Po jego słowach oboje się za śmialiśmy.
   To prawda Laura mogła być do tego zdolna. Opowiedziała mi co nieco o sobie, o jej pasji. Wiedziałem, że mogłem się po niej spodziewać wszystkiego.

— Synu... Mam dla ciebie propozycje.

— Zamieniam się w słuch.

— Kochasz walczyć. Widzę w tobie potencjał. Moja córka też go widzi. Co myślisz o zawodach?

— Zawodach?

— Tak zawodach.

— Z chęcią, ale...

— Studia?

— Tak.

— Zrobimy wszystko, aby to wszystko nie kolidowało ze sobą.

— Tylko że jestem z Kalifornii...

— W Kalifornii też jesteśmy.

   Byłem zainteresowany tą propozycją. Boks był czymś, co pokochałem, a możliwość brania udziału w walkach to było coś.

— Czyli wstępnie jesteś chętny?

— Tak.

— Świetnie. Razem z Laurą wybieramy się dziś na pewną walkę. Mam nadzieję, że do nas dołączysz.

— Bardzo chętnie.

— Świetnie!

   Nie mogłem doczekać się, aż tam pójdę. Godziny mijały, a ja czekałem z niecierpliwością.
Wyjechaliśmy koło dwudziestej, a na miejscu byliśmy o dwudziestej pierwszej. Stanęliśmy przed opuszczonym budynkiem, który wyglądał obskurnie.
Na wejściu przywitali nas ochroniarze, od razu wpuszczając bez kolejki, która była przeogromna.
Wchodząc do budynku, poczułem woń marihuany i cygar. Słyszałem, jak ludzie przyjmowali spore zakłady.
Weszliśmy na samą górę sali, gdzie nie było już takich tłumów. Widocznie była dla wyznaczonych gości.

   Z góry od razu można było zauważyć ring. Światło reflektorów idealnie go oświetlało, a także tłumy widoczne na trybunach, których w tym miejscu się kompletnie nie spodziewałem, bo przecież na zewnątrz wyglądało to zupełnie jak opuszczona ruina.
Gabriel podszedł do mnie i szepnął mi do ucha.

— Wiesz, jaką mamy walkę wieczoru?

— Nie wiem.

— Stamtąd skąd pochodzimy nazywamy to pelea a muerte, co oznacza, że jest to walka na śmierć i życie.

— Ktoś w niej zginie?

— Ktoś w niej zginie. — Powiedział z zadowoleniem.

Wtedy zrozumiałem. Te walki nie są legalne, a do tego brutalne i trwają do zakończenia życia drugiego przeciwnika.
Laura podeszła do mnie i położyła głowę na moim ramieniu.

— Wierzę, że oboje stworzymy silną drużynę. Ty będziesz najlepszy, a ja będę z ciebie dumna.

Właśnie słuchałem, jak moja dziewczyna chciała, żebym brał udział w nielegalnych walkach na śmierć i życie.
Czy właśnie tak zachowuje się prawdziwa dziewczyna?

— Laura, muszę wracać na studia.

— Ale wrócisz.

— Nie wiem.

— Co? — Zapytała z powagą, odrywając się ode mnie, a ja przełknąłem nerwowo ślinę.

— Twoja tajemnica na zawsze nią pozostanie, ale po ostatniej walce, nie wiem, czy więcej się spotkamy.

— Chodzi o tę dziewczynę, która cię rzuciła?

Patrzyłem na nią uważnie, była bardzo zła. To chore, jak może oczekiwać ode mnie takich rzeczy? Wygląda na to, że z jednego bagna, wpierdoliłem się w drugie i jeszcze nie wiem, jak z niego wyjdę.

— Nie, chodzi o to czym się zajmujesz.

...

Możliwe, że kolejny rozdział pojawi się jeszcze dziś. Do zobaczenia ♥

[W KOREKCIE] One man, many faces - The Rebellion Trilogy [ CZĘŚĆ II ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz