ROZDZIAŁ XXVII Bombowo

395 44 11
                                    

Sebastian aktualnie przesiaduje w jakimś prestiżowym mieszkaniu w Gruzji. Postanowiłem do niego zajść. Drzwi były tak po prostu otwarte, więc wszedłem. W mieszkaniu było ciemno. Wszystkie rolety były zasłonięte. Świeciła tylko jedna niewielka lampka przy biurku, gdzie siedział mój brat. Ślina podeszła mi do gardła.

Trzymał w ręku jakieś dziwne urządzenie i dokręca do niego śrubki. Zdałem sobie sprawę, że może to służyć do brudnej roboty.

-Nauczę cię zdetonować bombę — powiedział nagle, co mnie jeszcze bardziej zestresowało, gdy tylko usłyszałem echo.

- Co?

-Jesteś Norvelem czy nie?

-Tak, ale...

-No właśnie więc łap, ale uważaj, bo wybucha w rękach

Sebastian rzucił przedmiotem w moim kierunku

-Czekaj!

Złapałem, nie wybuchła...

-Pizda... Najpierw nauczę cię tworzyć bomby, a dopiero detonować, bo łatwiej zrobić coś trudnego, aby potem zepsuć, gdy się ma o tym jakąkolwiek wiedzę w tworzeniu tego.

— Ale po co?

— Bo musisz w końcu pojąć, że czy chcesz, czy nie, ty też w tym siedzisz, bo jesteś z krwi i kości Norvelem, nawet jeśli z wyglądu bardziej przypominasz matkę to jego oczy i tak masz i ten tatuaż... — Sebastian spojrzał się na moją ręką z dużą uwagą i pogardą. — To wszystko o czymś świadczy. Rodzina powinna trzymać się razem.

Sebastian wstał z krzesła i położył dłonie na biurku, pochylając się w moją stronę.

— Musimy wysłać ostrzeżenie Gabrielowi Martinezowi, a ty mi w tym pomożesz.

— Niby w jaki sposób?

— Widzę, że jesteś blisko z jego córką Laurą... Nie zdziwiłoby mnie to, jeśli byłaby to kolejna ich intryga, ale nawet jeśli to może w jakimś stopniu ci ufają. Podłożysz bombę pod jej Mercedesa.

— Ale jej może stać się krzywda.

— A Grecie nie stała się krzywda? Leży teraz w szpitalu, w śpiączce! Niby przez co?

— Przez ciebie.

Sebastian podszedł szybkim krokiem do mnie i złapał mnie za koszulkę, a następnie pchnął o ścianę i podniósł, przez co dość duży i drogi obraz, wiszący obok spadł.

— Gdyby z tobą nie pojechała, to by nie było takiego problemu — wycedziłem przez zęby.

— Gdybyś jej odpisał kiedy trzeba, nie byłaby ze mną, a z tobą.

Nie odpowiedziałem.

— I teraz nie miziałbyś się z Laurą... a może byś się miział, kto wie.

— Skąd...?

— To widać. Po co ona łazi z tobą do Grety? Gdyby mogła, to by ją zabiła już wtedy, a ty po tym wszystkim nadal z nią trzymasz.

Miał trochę racji, ale mój honor nie dawał za wygraną.

— A ty się z nią przespałeś.

Po tych słowach mnie puścił, a ja lekko spadając, lekko się potknąłem. W ostatniej chwili Złapałem równowagę.

— Myślisz, że możesz mi wytykać błędy, a sam jesteś bez wad?

Odwrócił się plecami i sięgnął po śrubokręt.

— Nie David. Myślę, że każdy z nas popełnił wiele błędów w relacji z Gretą i nie powinniśmy winić siebie nawzajem. — Odwrócił się. — Trzymaj. — Podał mi śrubokręt. — Nauczę cię.

Sebastian zaczął pokazywać mi jakieś części, których nazw nawet nie znałem i mnóstwo kabli. Ta nauka trwała wieki.

— A teraz dołączasz czerwony kabelek... i pamiętaj! Nigdy z niebieskim. Zepnij.

Tak jak chciał tak zrobiłem.

— Okej to teraz włączę przycisk, przez co będziesz miał trzydzieści sekund, aby rozłączyć system, bo inaczej zginiemy.

— Chyba cię coś...

— Trzydzieści sekund, teraz już dwadzieścia osiem, siedem, sześć.

— Dobra! Dobra! Czekaj! Stój! Co mam robić?

Moje ręce całe drżały.

— Tłumaczyłem ci.

— Nie pamiętam!

— To się skup!

— A jak zrobię coś źle?

— To zginiemy.

— Jesteś chory!

— Ktoś musi być tym rodzinnym marginesem. Jak czujesz się, z tym że zginiesz ze swoim znienawidzonym bratem?



...

Drogi czytelniku! 

Jestem wdzięczna za to, że jesteś i za to jak angażujesz się w tę historię ♥

[W KOREKCIE] One man, many faces - The Rebellion Trilogy [ CZĘŚĆ II ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz