II. Pech czy karma?

6.9K 274 16
                                    

Faith

– Stolica stanu Alaska na sześć liter.

Podrzuciłam jabłko w dłoni i po chwili wgryzłam się w nie, czując słodki smak w ustach, wyciekający mi z nich przez kąciki warg. Pochyliłam się nad blatem kuchennej wyspy, która oddzielała w naszym mieszkaniu salon od aneksu kuchennego.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na Kate, która oczekiwała ode mnie odpowiedzi.

– Juneau, proste – odparłam z pełnymi ustami. – Co ty miałaś z geografii w liceum? Mówiłaś, że wzięłaś ją na dodatkowy fakultet. – Ponownie wgryzłam się w owoc i przyglądałam się współlokatorce, która wpisywała kolejne literki w odpowiednie pola w krzyżówce.

– A mówiłam, że prawie nie zdałam klasy, bo miałam z niej nie klasyfikację? – Uśmiechnęła się głupio, obracając krzyżówkę w poprzek. – Miłosny lub wyczulony na pięć liter – przeczytała kolejną podpowiedź do hasła i uniosła na mnie swoje wyczekujące spojrzenie.
Wiedziałam, do czego pije.

– Zawód – mruknęłam z pełną buzią, a powiększający się na twarzy Kate wyszczerz, jedynie potwierdził moje obawy, że dziewczyna poruszy temat z piątku.
A cały weekend był spokój.

– Ty coś o tym wiesz, huh? – rzuciła głupio, skupiając się nagle całą sobą na tej cholernej krzyżówce.

– Skończ, Kate. Już cię za to przepraszałam – westchnęłam, wyrzucając ogryzek owocu do kosza.

Przepraszałam Kate za fakt, że musiała ratować moją godność, która i tak została zdeptana, męczyć się z moim pijanym tyłkiem i odwieźć go do mieszkania.
I że musiała oglądać, jak całuję się z tym nieznajomym, choć dalej mi nie powiedziała, ile z tego widowiska widziała.

– Myślę, że w tym wypadku nie musisz przepraszać mnie. – Mrugnęła w moją stronę i ponownie wróciła do krzyżówki. – Jednostka czasu równa w przybliżeniu okresowi obiegu ziemi wokół słońca trzysta sześćdziesiąt pięć lub trzysta sześćdziesiąt sześć dni.

– Rok. – Uderzyłam palcem w jej czoło, przechodząc obok niej w stronę naszej lodówki. – A tamtego faceta przeprosiłam chyba z jakiejś pięć razy.

Wyciągnęłam schłodzoną butelkę wody i wsunęłam ją do swojej torby treningowej, leżącej na jednym z krzeseł przy wyspie.

– Przeprosić powinnaś wszystkich, którzy widzieli jak ten typ cię pożera. Przecież to wyglądało tak, jakby całowała cię pirania, która jednocześnie próbuje cię zjeść.

Spojrzałam w jej kierunku szeroko otwartymi oczami.

– Kate!

– Razem ze słońcem na siedem liter? – ponownie przeczytała podpowiedź do hasła i wyczekiwała mojej odpowiedzi, ledwo powstrzymując uśmiech. Warknęłam, wściekła na tę całą sytuację. Nie myślałam, że skutki tego zachowania godnego licealistki, będą się za mną ciągnąć cały weekend.

Chociaż powiedzmy sobie szczerze. Podczas całowania tego typa w ogóle nie myślałam.

– Poranek – odburknęłam odpowiedź i sięgnęłam po buty, jakie stały tuż obok mojej torby. – Podwieziesz mnie na lodowisko, nie?

Kate pracowała w restauracji niedaleko lodowiska, będąc kelnerką. Zamieszkała ze mną w sumie tuż po tym jak zaczęła studia... które rzuciła.
Znałyśmy się od liceum i szczerze, wątpiłam, że Kate ukończy jakikolwiek kierunek kiedykolwiek. Była zmienną duszą, tak kazała się nazywać, i pracę również zmieniała przynajmniej raz na kwartał.

– Mhm, ale najpierw mi powiedz... – oparłam łokcie o blat i obróciłam się w jej kierunku, gdy ta odczytywała kolejne pytanie. – Komputerowy albo chorobotwórczy?

– Wirus. – Uderzyłam dłońmi o swoje uda i wstałam z wcześniej zajmowanego miejsca. – Możemy iść? – zagaiłam, zapinając swoją torbę. Zarzuciłam ją na swoje ramię, zapinając swoją skórzaną kurtkę.

Jesienią w Kanadzie bywało chłodnej, zwłaszcza przez fakt, że od oceanu ciągnęło cholernie silnym wiatrem. Ja jednak i tak większość czasu spędzałam w samochodzie albo na lodowisku, gdzie miałam swoje nawyki co do ubioru. Dlatego byłam zahartowana i mogłam jesienią pozwolić sobie na lżejsze okrycia.

Kate niechętnie, choć zmuszona do tego nie tylko przeze mnie, zebrała się z miejsca i ruszyła w stronę holu, wymijając mnie przy wyjściu z kuchni. Posłałam jej promienny uśmiech, choć ona podsumowała go swoim środkowym palcem. Przewróciłam oczami na jej gest i sięgnęłam po telefon, czując wibracje w kieszeni kurtki.

Od: Mama
Wpadniesz dziś na kolację?

Od: Mama
Będzie Jordan z Nicol i małym więc zjemy rodzinnie.

Try me out [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz