Faith
Są pewne elementy życia, których nie sposób z niego usunąć. Puzzle, bez których obrazek nie będzie wyglądał tak samo, mimo tego, że wybrakowany i tak przypominał swoją oryginalną wersję. Takim elementem w mojej egzystencji była moja rodzina, którą mimo to, że kochałam nad życie i byłam szczęśliwa, wiedząc, że ktoś mnie wspiera — miałam czasem ochotę udusić.
Nie byłam jedyną osobą z takimi zapędami. Kate mogłaby to zrobić nawet od razu, gdy tylko przekroczyłyśmy próg mojego rodzinnego domu.
Przywitał nas od razu płacz.
– Słyszę, że Philip już marudzi? – mruknęła moja przyjaciółka, wchodząc do wnętrza domu. Przewróciłam oczami na jej komentarz, choć sama chciałam rzucić coś podobnego.
Mama posłała mi za to ciepły uśmiech.
– Cieszę się, że przyszłyście.
Uśmiech mojej rodzicielki, mimo że promienny, nie był tak szeroki jak niegdyś. Ona sama była naprawdę blada i wykończona. Worki pod oczami, trzęsące się dłonie i jej kruche ciało. Marniała w oczach, a starała się udawać, że wszystko jest w porządku.
Mimo wszystko podziwiałam ją za tą wytrwałość. Nie poddała się, mimo że po pierwszej połowie roku mogła to rzucić. Ojciec zostawił ja gdy tylko dowiedział się o jej chorobie. Została sama, gdy Jordan się wyprowadził, a ja i tak co chwilę wyjeżdżałam na zawody czy pokazy.
Staraliśmy się z bratem być jak najczęściej przy mamie. Ostatni weekend spędziłam z nią, a następny obstawiał Jo. Na szczęście zarzekł się, że przyjedzie bez Nicol i młodego, który teraz darł się wniebogłosy.
– Przyniosłam tartaletki – dodała z uśmiechem Hill, przechodząc ze sporą tacą na dłoniach w stronę salonu, gdzie dalej płakał Philip. – Mam też bez łososia dla pani! – krzyknęła, znikając za rogiem.
– Och, Kate jakaś ty kochana.
A tak się zarzekała, że nie przyjdzie.– Jak się czujesz? – spytałam, ściągając z ramion beżowy płaszcz. Powiesiłam go na wieszaku i poprawiłam swój biały sweter, który wygniótł się podczas jazdy.
– W porządku kochanie. – Złapała moje policzki w swoje chłodne dłonie i uniosła wyżej kąciki ust. – Naprawdę cieszę się, że dziś udało wam się przyjechać. – Chwyciłam jej nadgarstki i odciągnęłam od siebie jej dotyk, łapiąc ją jednak za dłoń, kierując się do salonu.
– Trenerka i tak dała nam dziś niezły wycisk, więc wieczorny trening odwołała – mruknęłam, chwytając ją pod ramię, gdy ta poklepała mnie pocieszająco po ramieniu.
Małe kłamstwo nie zaszkodziło w tej sytuacji. Wieczorny trening został odwołany, bo wracam na materace, a hala jest otwarta jedynie do siedemnastej.– Światowej sławy tyłek mojej siostry w końcu zaszczycił nas swoją obecnością? – Przy stole siedział mój brat, który uśmiechając się szeroko, wstał z miejsca i podszedł bliżej mnie oraz mamy.
– Jordan... – skarciła go za słowa rodzicielka, podczas gdy ja zwinęłam dłoń w pięść i uderzyłam w jego bok. Teatralnie zwinął się z bólu, choć wiedziałam, że nawet nie trafiłam.
– Zazdrościsz, że to ja dobrze wyglądam w kalesonach, co? – rzuciłam, gdy ten zmierzwił moje włosy i ruszył ponownie w stronę sporego stołu, między kuchnią a salonem. – Cześć Nicol. – Uniosłam dłoń, witając się z żoną brata jedynie uśmiechem. Na jej kolanach siedział Philip, który bawiąc się czymś w swoich dłoniach, przestał płakać.Nicol była specyficzna. Bardzo infantylna i... po prostu była dziecinna jak na fakt, że była bliska trzydziestki. Naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego akurat ją, Jo wziął na wybrankę swojego życia, ale nie miałam w tej kwestii nic do gadania.
– To chyba jesteśmy w komplecie. – Mama usiadła u szczytu stołu, dając nam jasny znak do rozpoczęcia kolacji. – Wino macie w lodówce.
– Ja się skuszę – przewróciłam oczami, gdy Kate wstała od stołu i ruszyła w głąb kuchni.
Kate Hill.
Kochała zimny alkohol na tyle, że zapominała o tym, że prowadzi.
– Siadasz za kółko Hill – upomniałam ją, gdy ta napełniała już swój kieliszek. Odwróciłam się na krześle i uśmiechnęłam się szeroko, cmoknęłam w powietrzu – Możesz mi oddać ten kieliszek.
Brunetka niechętnie podała mi szkło, zabierając mój pusty kieliszek. Sięgnęła po dzbanek z wodą, siadając ponownie na swoim miejscu przy stole.
Zabierając łyk dobrego wina, spojrzałam na siedzącego naprzeciw mnie Jordana. Wiedziałam, że musimy poważnie porozmawiać o leczeniu mamy oraz o tym, że ona zdecydowanie nie powinna robić tak wielkich kolacji sama. W ogóle nie powinna być sama, ale żadne z nas nie ma możliwości bycia przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Takie zadanie miał ojciec, ale on postanowił zwiać, gdy zrobiło się poważnie.
CZYTASZ
Try me out [ZAKOŃCZONE]
Romantizm"Czasem ludzie również obrastają skorupą kruchego lodu." Gdy z dwudziestopięcioletnią gwiazdą łyżwiarstwa figurowego zrywa jeden z debiutujących na lodzie hokeistów, dziewczyna postanawia odegrać się na nim, całując się z jak sądzi, jego kolegą z dr...