XII. Sen na jawie

5.4K 203 46
                                    

Faith

Ręce mi się cholernie pociły i nie była to wina stresu. Ja się nie stresowałam. Wcale.
A na pewno nie przy Ryanie.

Chociaż ostatnie, o czym pomyślałam podczas rzutu gwizdkiem to konsekwencje, to nigdy nie wpadłabym na to, że wyląduje na macie w rękawicach bokserskich, a po drugiej stronie będzie stał właśnie Ryan.

– Co my tu robimy? – zapytałam, spoglądając na pustą część hali, na której znajdowały się materace i maty. Zawsze korzystałam jedynie ze sprzętów, jakimi dysponowało lodowisko, jako obiekt sportowy oferowało. Choć zazwyczaj i tak skończyłam na bieżni lub na przysiadach z obciążeniem.

– Masz spore problemy z agresją, Faith Keister – rzucił krótko w odpowiedzi, na co jedynie prychnęłam pod nosem.

– Wcale nie.
Wcale tak, idiotko.

– Musisz je wyładować w odpowiedni sposób, zamiast rzucać w ludzi przedmiotami – sarknął, na co ponownie miałam ochotę zaprzeczyć.

Stałam na tej pieprzonej macie, chwilę po tym jak mężczyzna założył mi te wielkie rękawice i kazał czekać. Naprawdę czułam się jak dziecko.
A dodatkowo byłam w niebieskich jeansach i różowym topie. Zdecydowanie nie byłam gotowa na żaden trening.
Plus byłam zmęczona po swoich dwóch.

– Jak oko? – spytałam z troski, ale i z wycieńczenia tą cholernie niezręczną ciszą, która nastała po każdej naszej krótkiej wymianie zdań.
Ryan spojrzał na mnie jedynie przelotnie, zapinając na swoich dłoniach coś, co wyglądało jak tarcza, w którą chyba miałam boksować.

– Jakby mi ktoś wyjebał z gwizdka, Keister. Jakie ma być? – Ton jego głosu nie był nieprzyjemny, jednak ironia, którą ociekał, dała mi jasno do zrozumienia, że jest zły.

Jak udobruchać wielkiego hokeistę, w którego rzuciłam gwizdkiem?
Przetestuje chyba wszystkie propozycje.

– Jezu sory, chciałam być miła.

– Rzucając we mnie gwizdkiem?
Zagryzłam wnętrze policzka, zanim ponownie się odezwałam.

– Sam się prosiłeś.

Nic mi jednak nie odpowiedział. Zamiast tego skończył regulować pasek na swojej dłoni i podszedł do mnie, stając trochę ponad metr ode mnie.

– Widzisz to? – Uniósł dłonie z "tarczami" na wysokości swojej twarzy.
Przewróciłam oczami na jego pytanie.

– No nie jestem ślepa...

– To pad bokserski, w który masz uderzyć, jak krzyknę raz – przerwał mi, na co zmarszczyłam brwi. Zaskoczenie wpełzło na moją twarz, gdy Ryan ustawił się w pozycji gotowości, bo chyba tak ją mogłam nazwać, i nawet nie czekał na moją odpowiedź.

– Co? – rzuciłam cicho, obserwując jego ruchy.
A wtedy jego krzyk przeszył pomieszczenie.

– Raz!

– Dwa! – Wzdrygnęłam się, od razu wykrzykując kolejną cyfrę.

Ryan opuścił dłonie, zwieszając również na chwilę głowę. Miałam wrażenie, że przechodził chwilę załamania, choć to ja powinnam schować się gdzieś po tym, jak niespodziewanie na mnie krzyknął.
Westchnienie wypadło spomiędzy jego ust, a daszek jego czapki obrócił się na bok, gdy ten odpiął swój pad i przetarł twarz.

– Faith. – Spojrzał na mnie z bardzo poważnym wyrazem twarzy. Wskazał na jeden z padów bokserskich i ponownie nakazał. – Uderz.

– Zrobię ci krzywdę – mruknęłam, zakładając nieporadnie ramiona na piersi. Rękawice na moich dłoniach były zdecydowanie za duże, przez co nie mogłam schować dłoni pod łokcie, jak zwykle robiłam to w takiej pozie.

– Rzuciłaś we mnie przedmiotem! – Wyrzucił ręce w powietrze.

– Byłam zła, okej?
Po tych słowach spojrzenie mężczyzny się zmieniło. Nie wiedziałam, co dokładnie uległo zmianie, ale na pewno spoglądał na mnie inaczej. Przychylniej. A może... Nie, Faith. Nie patrzył w ten sposób.

Try me out [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz