XXXVI. Reset

5K 180 2
                                    

Faith

Ryan oznajmił, że wsadza nas do samolotu na Wyspę Edwarda i nie mam nawet nic do powiedzenia, bo wszystko jest już ustalone i zaplanowane. Nawet nie miałam zamiaru stawiać oporu, a jego pewność w tym co zaplanował dla nas obu, stanowiła dla mnie pewność, że trafiłam na dobrego człowieka.

Od tygodni nie czułam się dobrze. Najpierw ta chora sytuacja z Ryanem, później... śmierć mojej mamy. Jej pogrzeb i sprawa z majątkiem, a dokładniej z domem, który mój ojciec zamierzał sprzedać.

To wszystko było jak wielka czarna dziura, która zasysała mnie z każdym kolejnym dniem coraz głębiej.

Wcisnęłam nogi na siedzenie pasażera i wpatrywałam się w mijane przez nas drzewa oraz pojedyncze, nieduże budynki. Zbliżaliśmy się do wybrzeża po wschodniej stronie.

Wyspa Księcia Edwarda. Przepiękne miejsce, którego połowa świata niedocenia.

W mojej głowie pojawiało się wiele myśli, ale były to jedynie przebłyski. Nie wiem, w jaki sposób mi się to udało, ale na chwilę zapanował w niej spokój. Wiatr wdał się do wnętrza samochodu przez uchyloną szybę, a ja uniosłam kąciki ust, czując ciepłe promienie słońca na swojej skórze.

Trzy dni.
Spokoju, ciszy, chwili oddechu.
Nasze trzy dni.

– Skąd Lester ma ten dom? – zagadnęłam, obserwując skupienie na twarzy Ryana. Po przylocie wynajęliśmy samochód i ruszyliśmy przez połowę wyspy na jej drugą stronę, po drodze wstępując do paru małych sklepów, aby zrobić zakupy na te trzy dni.

Przygryzłam dolną wargę, otulając swoje kolana ramionami i przyciągając je do swojej piersi. Reid posłał mi przelotne spojrzenie, wracając swoją uwagą do drogi przed nami. Wiedziałam, że mieliśmy zatrzymać się na weekend w domu Valdeza, dowiedziałam się o tym w samolocie. Zastanawiało mnie jednak po co mu dom na odludziu.

– Spadek rodzinny czy coś. Dostał go, będąc jeszcze na studiach.

– Czyli byłeś już tutaj.

Poprawiłam się na siedzeniu i spojrzałam na zakłopotany wzrok Ryana. Uśmiech od razu poszerzył się na moich ustach.

– Ta, no wiesz, parę imprez tu było, więc znam okolicę – odparł spokojnie, skręcając w wąską ulicę, wzdłuż, której stało parę domków, a na jej końcu, z daleka, widziałam latarnię morską oraz klif.

Dojechaliśmy.

– Aż korci zapytać o ciebie z okresu studiów – rzuciłam, nim Ryan zdążył otworzyć usta, odpięłam pasy bezpieczeństwa i wysiadłam z samochodu, zaparkowanego pod niewielkim domkiem z niebieską elewacją i białym dachem.

Przyjrzałam się zamkniętym okiennicom, lekko zarośniętemu ogrodowi, który widziałam jedynie zza wysokiego ogrodzenia oraz ścieżce z kamieni, ułożonej tak by prowadziła przez furtkę w stronę latarni morskiej.

Usłyszałam trzask drzwi samochodu oraz ciche westchnienie.

– Lepiej nie pytaj.

Odwróciłam się na pięcie i poprawiłam swoje jeansowe szorty. Ryan otworzył bagażnik i zaczął wyciągać nasze torby oraz parę siatek z zakupami. Podeszłam bliżej, uderzając czubkami swoich trampek o żwir na drodze.

Oparłam się ramieniem o tylne drzwi samochodu i odebrałam od mężczyzny swój bagaż oraz jedną z siatek.

– Byłeś fuckboy'em, co? – chrząknęłam, przyglądając się temu jak zmienia się mimika twarzy Ryana. Między jego brwiami pojawiła się bruzda, a on zmrużył oczy, unosząc głowę, by na mnie spojrzeć. – No co, nie mów, że nie miałeś powodzenia u płci przeciwnej.

Try me out [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz