XXXIII. Zniszczenie

4.3K 172 6
                                    

Faith

Poprawiłam swoją różową sukienkę, która mimo zagnieceń, dalej opinała moje ciało w sposób, dzięki któremu mogłam patrzeć na nie godzinami.
Ryan ponownie poprosił mnie o pomoc w zapięciu mankietów, które były pogniecione, a nie tak jak ostatnio idealnie wyprasowane.

– Myślisz, że nas zabiją? – zagadnęłam, bawiąc się guzikiem jego mankietu

– Za spóźnienie się? – Rzucił mi wyzywające spojrzenie, gdy poprawiłam rękawy jego koszuli.

Przygryzłam kącik ust, nie podnosząc wzroku na twarz mężczyzny. Wiedziałam jednak, że na jego ustach zagościł ten głupkowaty uśmieszek samozadowolenia.

– Cóż... mnie na pewno. Powinienem być już tam dziesięć minut temu, by dopełnić obowiązki drużby.

Splotłam nasze place razem, unosząc w końcu swoje spojrzenie na bruneta. Jak sądziłam, uśmiech rozjaśniał jego twarz, a błysk w oczach wydawał się być jaśniejszy niż przedtem.

– Powiedziałabym, że przykro mi, bo to ja byłam powodem twoje spóźnienia...

– Ale? – przerwał mi, gdy podeszłam o krok bliżej, stając czubkami szpilek na jego butach. Zbliżyłam swoją twarz do jego i bezwstydnie przyglądałam się jego ustom, czekając na moment, by w końcu ponownie je pocałować.

– Ale nie jest mi przykro. – Pokręciłam z rozbawieniem głową. Uniosłam obie dłonie i zarzuciłam je na szyję Ryana. Jego ręce za to odnalazły wcięcie w mojej talii i biodrze. – A gdyby nie fakt, że kolejnych dziesięciu minut już nam nie wybaczą, to pozostałabym tutaj z tobą. – Przejechałam dłonią po jego karku, powodując tym zadowolony pomruk mężczyzny. – Naga. W splątanej pościeli – dodałam już szeptem, nim usta Ryana odnalazły moje.

To było wręcz jak sen. Móc całować go z wiedzą, że żadne z nas nie zwodzi drugiego w uczuciach. Że to wszystko nie jest głupią chwilą, która zaraz zniknie w czasie.

Bo to miało trwać.

– Lepiej się pospieszmy, bo Lester naprawdę mnie zabije – przerwał serię moich pocałunków, dając mi jasno do zrozumienia jednak, że to skończymy. Ścisnął mój pośladek i uderzył w niego, odsuwając się z moim piskiem zaskoczenia w tle.

Zgromiłam go spojrzeniem, gdy sięgnął po marynarę wisząca na wieszaku tuż przy wyjściu z pokoju. Założył ją na siebie, po czym zaczął poprawiać wszystkie najmniejsze elementy swojego stroju.

I wtedy mnie olśniło.

– Mucha! – krzyknęłam, cofając się krokami do wnętrza pokoju. W poplątanej pościeli starałam się znaleźć materiał różowej muszki.

Znalazłam ją dopiero pod ramą łóżka.

– Faith, musimy wychodzić – jęknął męczeńsko w moją stronę, gdy starałam się sięgnąć po muszkę, klęcząc przed łóżkiem, pod jakim leżał różowy materiał.

– Nie wyjdziesz bez tej muszki – zaprzeczyłam ze stęknięciem, nim udało mi się złapać w palce materiał.
Westchnienie frustracji dobiegło mnie zza pleców.

– Mhm, jasne, a możesz się nie wypinać w moją stronę?
Wstałam, poprawiając swoją sukienkę i spoglądając na Ryana, który wcisnął dłonie do kieszeni swoich spodni. W takiej pozie wyglądał cholernie seksownie i ostatnie, na co miałam w tamtej chwili ochotę to wyjść z tego pokoju i udawać, że nie rozbieram go spojrzeniem.

Podeszłam bliżej, a stukot moich szpilek wybijał rytm dla zwolnionego tempa uderzeń mojego serca.

Zarzuciłam materiał muszki na jego kark, wsuwając ją pod kołnierz białej koszuli, a dłonie oparłam na jego torsie.

Bliskość tego mężczyzny wcale nie odbierała mi zmysłów, tak jak na początku sądziłam. Robiło to uczucie, którego nie potrafiłam nazwać.
Zakochanie. Było głupie w swojej definicji, ale tak wielorakie w odzwierciedleniu duszy osoby, którą się stawałam podczas jego trwania.

Zakochałam się w Ryanie Reidzie.

Try me out [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz