Rozdział 11 Zimowy Pałac cz.1

67 5 0
                                    

Błękitna, okrągła chmura mgły nagle, a także niespotykanie wyskoczyła z Rzeki Snów i wylądowała na brzegu. Gdy opadła, ukazały się cztery sylwetki wojowników.

Sebastian szybko otulił siebie, Lenarda oraz Miriam swoją rudą mocą i ogrzewając ich ciała, uzdrowił je. Od razu poczuli się lepiej i przestali się trząść z zimna po podróży z dna Rzeki Snów w lodowatym świecie Rozalii.

– Jak tu pięknie – wyszeptała czarodziejka.

Jej orzechowe oczy błyszczały, podziwiając ciągnącą się przed nimi w nieskończoność i wzdłuż szerokiej, polnej ścieżki łąkę, na której rosły tylko białe śnieżyczki.

– Tak, to prawda. Mnie też urzekło to miejsce, dlatego śnieżyczka została moim ulubionym kwiatem. A teraz, gdy wracam myślami do najdroższego dla mnie, zapisanego w mojej pamięci i sercu wspomnienia, kiedy to w Święto Kwiatów, ubrana w suknie ze śnieżyczki tańczyłaś w moich ramionach, to ten kwiat stał mi się jeszcze milszy – wyznał Lenard i rozczochrał włosy.

Onieśmielona Rozalia milczała, ale jej płomienne policzki były wystarczającą reakcją dla chłopaka. Miriam, przysłuchując się jego zalotom, nie dziwiła się, że miał on aż tak duże powodzenie u kobiet – zawsze wiedział, co i kiedy powiedzieć. Choć ona nigdy nie odczuła na sobie mocy jego słodkich słówek, bo od ich pierwszego spotkania w Krainie Słońca oboje czuli, że łączyła ich tylko przyjaźń, to i tak zdecydowanie nie działały one na nią. Ale miała świadomość, że jej przyjaciółka bezpowrotnie wpadła w jego sidła. Z kolei Sebastian przekręcił oczami i rzekł:

– Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać w romansowaniu, ale...

– W porządku Sebastianie, wiem, że trudno ci się patrzy na miłość, bo tęsknisz za Danielem – wszedł mu w słowo Lenard.

Miriam i Lenard parsknęli śmiechem, a Rozalia pokręciła głową.

– Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne. Bezczelny – stwierdził Sebastian i zmienił temat. – Rozumiem, że szczęśliwie wylądowaliśmy po stronie Magicznych Krain, a ta ścieżka...

– ... zaprowadzi nas prosto do gór Corda, które znaczą granice Krainy Lodu – dokończył za niego zdanie Lenard.

Pełni nadziei, że czarnoksiężnik jeszcze nie zdobył lodowego królestwa, wojownicy ruszyli pieszo na północ. Z każdym kilometrem stawało się coraz chłodniej. W końcu przydały się im płaszcze podróżne, wyciągnęli je z toreb i zarzucili na siebie.

Po dłuższym czasie dotarli do pokrytych grubą warstwą śniegu gór Corda, które przypominały dwa ogromne połączone ze sobą serca. Przeszli przez wykuty w nich duży i długi tunel, a wtedy znaleźli się w zasięgu magii Krainy Lodu. Uderzył w nich zimny wiatr, niosący ze sobą drobny śnieg, który delikatnie sypał z szarego nieba. Założyli kaptury na głowy i mocniej otulili się płaszczami, próbując ochronić się przed chłodem.

Śnieg skrzypiał im pod butami, co uniemożliwiało ciche przejście obok innych wędrowców, choć jednocześnie sygnalizowało, gdy ktoś się do nich zbliżał. Na początku wydawało się im to problemem, ale szybko się okazało, że i tak większość ludzi nie zwracała na nich uwagi. Szczelnie opatuleni – tak jak oni – szli pomału, patrząc pod nogi, aby .

Kiedy dotarli do rozgałęzienia głównej drogi, skierowali się na północy-zachód, do zamieszkiwanego przez mnichów, wybudowanego na odludziu Zimowego Pałacu – druga odnoga prowadziła do serca Krainy Lodu. Na pustyni śniegu gdzieniegdzie widzieli mniejsze lub większe domy, obok nich stajnie i ogrody zimowe, a raz nawet zauważyli w dali gospodę i targ. Jak wszystko w tej krainie, budynki te zostały zbudowane przy pomocy magii z lodu i śniegu. Jedynie co im towarzyszyło całą trasę to przeróżne drzewa iglaste, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu.

Ścieżka Serca - Tom2 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz