Rozdział 10 Kamienne miasto cz.2

79 5 0
                                    

Ledwie łódź dotknęła brzegu, a wojownicy wyskoczyli na ląd. Podeszli do skubiących trawę koni, które na prośbę Henrietty przyprowadził dla nich Onahi. Gdy mężczyzna ukrył łódź i dołączył do nich, Daniel chciał mu zapłacić za przewóz, ale ten odmówił, twierdząc, że chociaż w taki sposób mógł się przysłużyć sprawie. Poza tym pieniądze miały się im bardzo przydać, bo musieli przekupić strażnika, aby bez kontroli i w tajemnicy wejść i wyjść za mur. Był to teraz powszechny proceder, bo na bramie trwało wyłapywanie obrońców miasta, a przecież Henrietta była znana jako jedna z nich. Gdyby ją albo księcia Krainy Słońca poznano, to najpewniej wszyscy skończyliby w lochu. Onahi poinstruował ich, do kogo mieli się udać, aby tego uniknąć. Sam nie zamierzał na razie wracać do domu.

Wojownicy wyciągnęli z toreb cienkie, czarne płaszcze podróże, założyli je i zarzucili obszerne kaptury na głowy. W Magicznych Krainach ukrywanie twarzy nie było brane za coś podejrzanego, bo tak czyniło wielu bojących się prześladowań z powodu swojego odmiennego wyglądu mieszańców. Oni zamierzali to wykorzystać, bo niby ogłoszono ich śmierć, ale obawiali się, że magiczne istoty już doniosły Anastolowi, że zawiodły i nie zdołały ich zabić, więc mógł zlecić swoim zwolennikom – wtajemniczonym w wydarzenia na Wulkanie – dokończenie zadania.

Pożegnali się z Onahim, wskoczyli na konie i ruszyli w drogę. Od Rzeki Snów do miasta Nahran nie prowadziła żadna ścieżka, ale dziko rosnąca trawa, którą zdobiły kwiaty, drzewa i krzaki. Sucha ziemia odskakiwała od kopyt koni, które gnały przed siebie, jakby też czuły goniący ich nowych panów czas.

Kiedy znajdowali się już blisko łączącej wszystkie krainy, kamiennej drogi, zwolnili, aby nie wzbudzać podejrzeń u innych podróżnych. Po chwili dołączyli do nich. Nikt nie zwrócił większej uwagi na jedynych, nadjeżdżających od Rzeki Snów wędrowców. Już tutaj dało się wyczuć strach, o którym opowiadał im Onahi. Większość ludzi, tak jak oni, miała na głowie kaptury, ale u tych nielicznych, z odsłoniętymi twarzami widzieli, wymalowany na nich smutek, zamyślenie, a nawet niepokój. Wszyscy bez wyjątku szli albo jechali ze spuszczonymi głowami, nikt się nie uśmiechał, nie pozdrawiano się, jak to czyniono przed przebudzeniem Anastola.

Parę osób skręciło do miasta Nahran, wojownicy podążali za nimi. Otaczający je, wysoki na około trzy metry, zbudowany z jasnego kamienia mur był już widoczny z daleka, ale zwykle szeroko otwarta, zachęcająca do wstąpienia brama, została zamknięta. Kiedy podjechali bliżej, tak jak inni ustawili się w długiej kolejce do małych drzwi w bramie. Stało tam dwóch strażników, którzy sprawdzali, kto wchodził i wychodził – nie dało się niepostrzeżenie dostać do środka.

Gdy nadeszła ich kolej zsiedli z koni i nieprzypadkowo podeszli do starszego, czarnoskórego, łysego, o niebieskich oczach strażnika, którego wcześniej opisał im Onahi. Żadne z nich nie zrzuciło kaptura – jak robili to inni przyjezdni – tylko po kolei, dyskretnie wręczyli mężczyźnie przygotowane wcześniej sakiewki. On musiał umieć po ich ciężkości określić, że znajdowała się w nich odpowiednia ilość pieniędzy, bo tym razem bez przyglądnięcia się twarzą, spisania imion i pochodzenia podróżnych, jak czyniono to u reszty, przepuścił ich przez drzwi.

Daniel i Ren nigdy wcześniej nie odwiedzili miasta Nahran, ale obaj zawsze o tym marzyli. Kamienne miasto, bo tak je również nazywano, według nich było dokładnie takie, jak je opisywano w książkach i w historiach bywających tu ludzi. Wszystko zostało tu wybudowane z takiego samego, jasnego, gładkiego kamienia jak mur. Prawie identyczne budynki i drzewa stały od siebie w takiej samej odległości, równo, wzdłuż wielu dróg.

Wojownicy wsiedli na konie. Henrietta poprowadziła ich główną, szeroką drogą, którą zwykle wypełniali ludzie, ale teraz wyglądała na prawie opuszczoną. Pozwalało to mężczyzną bez przeszkód podziwiać ustawione z obu jej stron, takie same, ładne, duże, czteropiętrowe domy, ciągnące się aż do niewiele większego od nich, uroczego, również kamiennego, z okrągłym dachem i mnóstwem okien pałacu. Otaczały go puchate drzewa w kolorze purpury, które rosły wzdłuż wszystkich dróg. Dawały im teraz schronienie przed mocnym, czerwonym słońcem.

Ścieżka Serca - Tom2 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz