1.

1.5K 62 54
                                    

Do odważnych świat należy... Jako że lubię eksperymenty postanowiłam zaryzykować i napisać coś zupełnie innego.
Zapraszam do mrocznego świata Williama Shelleya oraz Evy Reed❤


William
♤♤♤

Zerkam na srebrnego rolexa, który zdobi moją lewą dłoń. Minęła pierwsza w nocy, a ja dalej siedzę  zawalony papierami. Jako szef licznych klubów nocnych i paru lewych, bardzo prężnie rozwijających się interesów, nie wszystko mogę zlecać ludziom. W pewnych biznesach ograniczone zaufanie skutkuje mniejszą ilością siwych włosów.

 — Willy, kurwa złaź szybko na dół. — Drzwi do mojego biura otwierają się  a do środka wpada Levis.

— Spierdalaj, Levi, mam tutaj masę roboty. Nie mam czasu podziwiać twojej kolejnej dziwki na jedną noc. — Odchylam się do tyłu odpalając papierosa. Jak tak dalej pójdzie to będę cieniem samego siebie.

— Bracie, na głównej sali jest strzelanina, nie patrzysz na jebany podgląd?! Na chuj, ci montowałem te monitory w biurze! — krzyczy wyraźnie zdenerwowany.

— Jaka strzelanina? Co ty pierdolisz? W moim, kurwa, klubie? — Wstaję z krzesła na tyle impulsywnie że znajduje się ono pod samym oknem. — Przysięgam, że ich zajebię! Wszystkich po kolei. — Sprawdzam  czy aby na pewno za paskiem spodni nadal mam spluwę i ruszam przed siebie.

Tego jeszcze, kurwa, nie grali! W moim klubie nie ma miejsca na gangsterskie porachunki ani narkotyki! 

Zbiegając po schodach słyszę krzyki przerażonego tłumu, dźwięki muzyki zastąpiły odgłosy wystrzałów. Jakim cudem tego, kurwa nie słyszałem? 
Będąc już na dole wyciągam broń, odbezpieczam ją i strzelam trzy razy tak, żeby wszyscy mnie zobaczyli. 

— Co się tutaj odpierdala?!— krzyczę jak szalony. — Billy, przypomnij mi jaką mam umowę z twoim szefem? Chodź tu kundlu! — Niesamowicie wkurwiony przywołuję do siebie sprawcę całego zamieszania.

Chłopak z rodziny Caldwell potulnie idzie w moją stronę, dobrze wie, że ze mną się nie zadziera. Jedyny, który tego nie rozumie to pieprzony Carlo Reed. Razem z Caldwellami mamy porozumienie, nie wchodzimy sobie w drogę i nie robimy syfu na naszych podwórkach. Nie to co z jebanym Reedem, który ostatnio zajebał mi bardzo drogi towar. Jakim, kurwa, cudem w najlepszym oraz najbardziej prestiżowym z moich klubów, te półgłówki urządziły sobie strzelnicę?

 — Słucham uważnie. — Strącam z głowy młodego czapkę i przykładam lufę do skroni. — Kto dał wam pierdolone prawo strzelać w moim klubie?

— Panie Shelley, przepraszam ale jeden z kolesi dostawiał się do mojej laski. — Wyczuwam od niego strach, słusznie.

— Ja wiem, że wy młodzi macie gorącą krew, ale nie mogłeś tego załatwić gdzie indziej? — pytam zirytowany. — Mam ci teraz chuja odstrzelić, tak dla przestrogi, żeby się to więcej nie powtórzyło?

— Jezu, nie! Przepraszam! To się więcej nie powtórzy. Przysięgam — Chłopak odruchowo łapie się za gacie.

— Nie mieszaj w to Jezusa, baranie. Wiem, że się nie powtórzy. — Nic sobie nie robiąc z gapiącego na nas tłumu strzelam mu w ramię, tak by go przestraszyć, ale nie ranić poważnie. — Teraz zapamiętasz lekcje, następnym razem odjebie ci łeb, rozumiesz?

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz