Eva
♧♧♧
Z salonu dobiega mnie radosny, kobiecy śmiech. Ostatnie dni ten dom spowiły cisza, mrok oraz cierpienie. Williama nie było, a ja zamknęłam się w swoim świecie. Przyparta do muru, chciałam umrzeć, nie mając siły na to, co przyniesie jeszcze los.Kiedy ojciec zobaczył nagranie ze ślubu wpadł w szał. Myślał, że spiskowałam z Williamem. Kiedy dostałam zdjęcie Dayana, z ręką w gipsie, serce pękło mi po raz drugi, poniewaz pierwszy raz stało się to zaraz po tym, jak usłyszałam te wszystkie słowa z ust ukochanego.
Jestem dla niego nikim. Zerem. Kurwą, która go zraniła. Choć to bardzo boli, rozgrzeszam go, ponieważ wiem, jak to wygląda. Miał prawo wpaść w szał, dziwię się tylko, że jeszcze mnie nie zabił, bo na nic innego nie zasługuję.
Doktor Collins, spędził u nas kilka godzin, doprowadzając moje ciało do jako, takiego użytkowania. Dzięki kroplówkom wróciło mi nieco siły, ale efekty ostatnich dni, które spędziłam w łóżku jeszcze jakiś czas będą widoczne na moim ciele.
— Dzień dobry. — Wchodzę do salonu, z przyklejonym, sztucznym uśmiechem.
Gra rozpoczyna się właśnie teraz.
— O Boże! Czy to… — Nieznajoma kobieta wstaje z krzesła i patrzy na mnie jakby zobaczyła ducha.
— Tak, mamo Eva Reed. — William, potwierdza jej przypuszczenia. — Właaciwie, teraz już Shelley.
— Umiesz mnie zaskakiwać, synu. — Podchodzi, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie potrafię wyczytać nic z jej pięknej twarzy. — Chodź tu do mnie. — Zamyka mnie w ciasnym uścisku drobnych ramion.
— Pewnie nie jest pani, zadowolona z wyboru syna?
— Dziecinko, to jego życie, skoro wybrał ciebie, miał ku temu powód. Mam tylko nadzieję, że nie będzie z tego problemów, dobrze znam twojego ojca, i wiem jaki stosunek ma do Williama. — Ciepła dłoń kobiety znajduje się na moim policzku. — Pamiętam twoją matkę, jesteś taka do niej podobna.
— Mówią, że najbardziej z całego rodzeństwa. — Uśmiecham się nieśmiało na to porównanie.— To samo mogę powiedzieć o pani i Williamie.
Rzeczywiście wyglądają jak swoje klony. Podobieństwo jest uderzające, zwłaszcza ich oczy są niemal identyczne.
— Mów do mnie Eleonor, jesteśmy już rodziną. — Kobieta wraca na swoje miejsce przy stole.
Siadam, jak na przykładną żonę przystało tuż obok męża, który wygląda o niebo lepiej niż rano. Ma na sobie białą koszulę, której rękawy są podwinięte i czarne jeansy. Równo przystrzyżony zarost oraz nienagannie zaczesane włosy do tyłu, z których pojedyncze kosmyki opadają na czoło.
— Dzień dobry, kochanie. — Nachylam się do niego, całując delikatnie w usta.
— Dzień dobry — odpowiada z wymuszonym uśmiechem.
— To co, dzieciaki? Nie było mnie na ślubie, więc musimy zorganizować przyjęcie z tej okazji, nie odpuszczę wam. — Eleonor nabija na widelec kawałek mięsa po czym wkłada go do ust.
— Kurwa, kolejne przyjęcie, daruj sobie mamo.
— Jakie przyjęcie? Kolejne? A kiedy było to poprzednie? — dopytuję, nakładając na talerz sałatkę.
CZYTASZ
W samym środku piekła
RomanceWilliam Shelley to król Nowego Jorku , który przez lata zapracował sobie na opinię bezwzględnego szefa narkotykowej mafii. Jednak w jego kręgach znajdują się ludzie, którzy chcą pozbawić go władzy. Nieugięty mafiozo dobrze wie, jak sobie z tym pora...