17

408 21 7
                                    


Eva
♤♤♤

Ten skurwiel szukał mózgu w błocie? Myśli, że może robić ze mną co chce? Niedoczekanie jego!

— Siema, Eva — Macha do mnie łudząco podobny do Levisa blondyn, na co nie odpowiadam.

Nadal zwisam z umięśnionego ramienia Williama, podpierając dłońmi twarz. Już nawet się z nim nie szarpię, bo wiem, że to z góry przegrana walka.

— Moja śliczna, po co go prowokujesz, teraz będziesz miała, przejebane. Mówię ci, blondyneczko. — Z udawanym współczuciem, Levis staje przede mną w momencie, kiedy William zatrzymuje się przy nim i dwóch innych chłopakach.

— Mam to w dupie. Przejebane będzie miał on, nie ja. Posiadam jeszcze wiele pomysłów jak wkurwić wielkiego, pana Shelleya — burczę niezadowolona z obrotu sytuacji, przyglądając się mężczyznom, którzy wlepiają we mnie spojrzenia i ukrywają głupie uśmieszki.

Nieźle się bawią moim kosztem.

— Evo, nie przywitasz się z braćmi Levisa? — pyta ironicznie William, stawiając mnie na ziemi.

— Nie znam ich — odpowiadam marszcząc brwi, usilnie próbując sobie przypomnieć, stojących przede mną przystojniaków.

— Ależ znasz i to dobrze — Jeden z nich podchodzi do mnie bliżej, nachylając się do mojego ucha. — Pamiętasz jak chciałaś zwolnić tancerki Williama, i dać nam prywatny pokaz? — Blondyn uśmiecha się szeroko.

Kurwa! Już ich kojarzę. Ma ktoś kontakt do Harrego Pottera? Peleryna niewidka, potrzebna, na już!

— Pani Shelley się rumieni? — Złośliwy uśmiech właśnie maluje się na przystojnej twarzy mojego męża.

— Nie, skąd — Kiwam palcem na Dylana. — Dawaj pięć szotów, szybko. — Mężczyźni patrzą na mnie zdziwieni, a ja już po chwili w ułamku sekundy wypijam wszystko, co podaje mi barman.

Muszę się znieczulić, nie ma innej opcji, nie przeżyje tego upokorzenia na trzeźwo.

— Camilla, chodź tu do mnie moja diablico. — Levis, podchodzi do Cami, która wyłania się z tłumu i namiętnie ją całuje.

— Dobra, rundka zapoznawcza. Camilla, Eva; to są moi bracia – Louis i Liam. Chociaż Evo, ty już ich znasz. — Puszcza do mnie oczko, a ja mam ochotę rzucić w niego pustym już kieliszkiem.

— Dylan, jeszcze raz to samo! — wołam za ulubionym barmanem, który uśmiecha się szeroko w moją stronę.

— Daj jej jeszcze kroplę alkoholu, a wylecisz stąd na zbity pysk. — William, podchodzi bliżej baru.

— Nie słuchaj go, ja też jestem już twoją szefową i obiecuję, że nikt cię nie zwolni. — Patrzę wyzywająco na Williama.

— Tak chcesz pogrywać żonko? Dylan ona ma całkowity zakaz spożywania alkoholu w tym klubie. — Mąż wydaje rozkaz, czym skupia na sobie całą uwagę naszego towarzystwa.

— Ej, bracie nie ponosi cię? — Louis staje po mojej stronie.

— Do odwołania. — Will, nie odpuszcza.

— Nie tutaj, to napiję się gdzie indziej, proste. Camilla, wychodzimy z tej stypy. — Próbuję wyminąć męża, który mi na to nie pozwala.

W sekundę przyciska mnie swoim ciałem do baru, opierając dłonie o ladę. Jest wyższy ode mnie o półtorej głowy, tak na oko. Nachyla swoją twarz, żeby patrzeć w moje oczy.

— Wybierasz się gdzieś, wróbelku? — szepcze do mojego ucha, zahaczając o nie wargami.

Ten jeden mały gest, sprawia że nogi się pode mną uginają. Nagle wszystkie moje zmysły się wyostrzają, a jego mocny, męski zapach dociera do mojego nosa, przyprawiając o zawrót głowy.

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz