6.

563 32 5
                                    

  Eva

♧♧♧

Czuję jak oplatają mnie silne, męskie ramiona, więc automatycznie odwracam się, aby zaprotestować i strzelić intruzowi w pysk. Nie cierpię być dotykana przez obcych!

— Williamie Shelley, nie ładnie zachodzić damę od tyłu — W porę zauważam, że to William, upominam go, uśmiechając się zalotnie.

— Zaraz mogę nie tylko zajść, ale i wejść w ciebie od tyłu, wróbelku. Byłaś grzeczna? — Nie czekając na odpowiedź, całuje mnie namiętnie, przyciskając mocniej do swojego ciała. Jesteśmy niemalże złączeni, w mocnym uścisku.

— Jestem niegrzeczna, tylko przy tobie — odpowiadam, łapiąc oddech między pocałunkami, które stają się coraz bardziej żarliwe. 

William, błądzi językiem za moim uchem, zjeżdżając na szyję, łapie w dłoń mój pośladek, a ja czuję ogromne uderzenie gorąca, które ogarnia mnie niczym tsunami, siejąc, w tym przypadku przyjemne spustoszenie. Wystarczy minuta, a ja cała płonę, jakbym była stworzona z ognia.

— Poczekaj, bo ci uwierzę. — Nie przerywa pieszczot.

— Ktoś tutaj, jest twardy i gotowy — mówię, czując jego wybrzuszenie w spodniach. — Lubisz pieprzyć się na oczach tłumu?

— Nie przeszkadza mi to, ale przeszkadzałoby, gdyby ta cała banda pijanych kretynow, patrzała na twoje nagie ciało. Rezerwuję je tylko dla siebie.

— Uuu…Jaki pan, władczy, panie Shelley. A kto, panu dał takie prawo? Prawo do mnie? 

— Ty, w momencie, kiedy pojawiłaś się w moim klubie, Evo. Jesteś moja.

— Jeszcze przez jakąś chwilę, na pewno. 

Co, to ma znaczyć? Czyżby on też poczuł to co ja? Kurwa, wszystko się komplikuje.

— Chodź, skoro lubisz mieć publiczność, to, ci ją dam. — Łapie mnie za rękę i ciągnie w kierunku bocznych drzwi.

— Intrygujące.

Nie wchodzimy na piętro, gdzie znajduje się jego biuro, my jesteśmy  na niższej kondygnacji klubu.

— Wypierdalaj, i niech nikt mi nie przeszkadza — informuje ochroniarza, który stoi tuż przed drzwiami.

Wysoki, łysy mężczyzna otwiera pomieszczenie, wpuszczając nas do niego. 

— Kolejne biuro? Po co, ci dwa? — pytam zdziwiona.

— Skoro mogę mieć więcej niż jedno, to dlaczego nie? — odpowiada, ujmując palcami mój podbródek, tak abym spojrzała prosto w jego oczy.

— Masz krew na policzku. — Zauważam niewielką, brunatną plamkę na jego twarzy.

— Nie moja, wróbelku. — Nie czekając na nic rozpina moje spodnie, opuszczając je szybkim ruchem w dół.

— Nie tracisz czasu, Shelley. — odpowiadam, robiąc to samo z jego gaciami, tylko, że ja rozbieram również bokserki, kiedy on zostawia mnie w majtkach.

Biorę do ręki, jego nabrzmiałego już penisa, przesuwając nią wolno w górę i w dół, zaczynam czuć na dłoni podniecenie, Williama.

— O tak, Evo nie przerywaj. — Podpiera się pod boki, odchylając do tyłu głowę.

Przyspieszam, zachęcana jego stęknięciami, ocierając się ciałem o, Williama.

— Wystarczy, bo zaraz dojdę. — Łapie mnie za dłoń, tym samym przerywając pieszczotę. 

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz