22.

431 22 11
                                    

Witajcie ludkowie 😅 Bardzo Was przepraszam za te opóźnienie, ale trochę mi się pochorowało. Mam nadzieję, że rozdział zrekompensuje Wam to opóźnienie. Bawcie się dobrze i załóżcie kamizelki kuloodporne 😉

William
♧♧♧

W kaburze mam dwa pistolety, za spodniami jeszcze jeden, a kolejny już odbezpieczony trzymam w ręce. Louis również ma na sobie połowę arsenału, wziął też dwa noże dla Levisa, on lepiej posługuje się bronią białą i na pewno będzie zadowolony.

— Mirko, co się dzieje na zewnątrz? — pytam, przez słuchawkę w moim uchu, ochroniarza, który jest prawą ręką Levisa.

— Trzy trupy, czwartego macie w domu, ale dalej strzelają — odpowiada.

— Gdzie jest Liam? — Słyszę głos Levisa.

Niestety, odpowiedź nie  nadchodzi. Kurwa!

Wracamy do kuchni, podchodzę do dziewczyn i biorę głęboki wdech.

— Musimy tam wyjść. — Patrzę w oczy Evy, otrzymując ciche przyzwolenie. — Musicie tu zostać. Dziewczyny, nie dajcie się zabić, nie wiemy ilu ich jest. — Kolejny wdech. — Eva, wrócę do ciebie.

Składam szybki pocałunek na usta żony, podnoszę spluwę i wstaję. Razem z Powellami, niczym młodzi i gniewni idziemy w stronę wyjścia. To nie pierwsza nasza wspólna akcja, ale pierwsza w domu któregoś z nas. Zatem mamy w sobie podwójną dawkę adrenaliny, nie dopuścimy do tego, aby komuś z naszych bliskich stała się krzywda.

Czas zacząć rzeź!

Otwieram drzwi z kopa, po informacjach od Mirko wiem, że przy froncie domu nikogo nie ma. Przez kilka chwil rozglądam się, aby mieć minimalne rozeznanie w sytuacji na zewnątrz domu. Widzę jak nasza ochrona ciągle oddaje strzały w stronę drzew, których szereg ciągnie się aż pod samą bramę.

— Tam! — krzyczy Levis, zrywając się z miejsca.

Na jego drodze staje mężczyzna ubrany cały na czarno, jego twarz została ukryta pod  kominiarką, a w ręce trzyma pistolet. Levis, ogarnięty szałem jest jak maszynka do zabijania. Z szybkością światła doskakuje do nieznajomego po czym wbija ostrze długiego noża prosto w brzuch mężczyzny, wyciąga go i drugi raz jak zwykle celnie trafia w serce. Nie zwracając uwagi na trupa, który swoją krwią właśnie barwi kolor zieleni trawnika na brunatny, Levis szybkim krokiem idzie przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Ktoś powiedziałby, że to nierozważne, wokół co chwila słychać wystrzały, krzyki ubiegłoby zamieszania związanego ze strzelaniną. Ale ja wiem, że mój przyjaciel nie da się zabić, bo jest on najlepiej wyszkolonym zabójcą jakiego znam.  Nie bez powodu zajmuje się moją ochroną, a po dzisiejszym wiem, że nie jedna głowa poleci za to, co tu się właśnie dzieje.

Po chwili zerkam na miejsce, w którym stał obok mnie najstarszy z Powelllów. Jednak nim się orientuję, Louisa już nie ma, zauważam jedynie fragment jego koszuli, znikającej  za konarami drzew. Od razu zauważam powód zainteresowania braci drzewiami, za jednym z nich dostrzegam ciało Liama, leżące na trawniku, a co gorsza nie mam pojęcia w jakim jest stanie, ani czy został ranny. Z tej odległości i w mroku niczego nie mogę zauważyć.

Ci, którzy nas napadli mają zamaskowane twarze, dlatego dobrze wiem, do kogo strzelać. Idę na przód, chcąc znaleść się jak najbliżej przyjaciół. Strzelam do każdego napotkanego na swojej drodze, jednak nie udaje mi się dojść do obranego celu gdyż, nagle czuję tępy ból w głowie. Zostaję czymś uderzony. Na krótką chwilę chwieję się na nogach, a kiedy odzyskuję równowagę strzelam w osobę, która mnie napadła. Nie wiem dlaczego nie ma broni, ale mało mnie to interesuje, niestety moja amunicja się wyczerpuje, zatem odrzucam pistolet na bok po czym próbuję wyciągnąć następny.

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz