32.

404 23 1
                                    

Eva
♧♧♧

Dochodzi osiemnasta, co prawda Eleonor, zaprosiła nas na kolację, ale William miał inne; podobno BARDZO ważne plany i zasugerował, żebyśmy zostały w domu i zjadły coś razem. Zapowiedział też, iż jak wszystko pójdzie zgodnie z planem będziemy mieli dzisiaj gościa specjalnego.

Z tego co wiem, ten jego niemiecki przyjaciel ma przyjechać w okolicach weekendu czyli zostały nam około trzy dni, zatem musi to być ktoś inny.

Nie zamierzam się stroić ponieważ po dzisiejszych wydarzeniach w moim domu rodzinnym nie mam humoru. Najchętniej zamknęłabym się pod kluczem i płakała tak długo, aż z moich łez nie uformowałby się jakiś magiczny pył za pomocą, którego mogłabym przenieść się razem z bratem w odległą krainę, gdzie nikt by nas nie znalazł. Jednak to jest niemożliwe, dlatego ubieram jasne jeansy oraz czarną, aksamitną koszulę, którą wkładam do spodni. Policzka muskam delikatnie różem, rzęsy podkreślam tuszem a na usta nakładam jasny różowy odcień, tym samym dodając sobie nieco elegancji.

Schodząc po schodach, wsłuchuję się w odgłos moich obcasów, który rozchodzi się po jakże spokojnym korytarzu. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu była tutaj strzelanina.

Pff…

Wchodząc do salonu nikogo nie zauważam, o tej godzinie to nieco dziwne, gdyż zbliża się pora kolacji i prawie zawsze Eleonor, czeka na nas popijając szampana. Tym razem jest inaczej ponieważ nigdzie jej nie widzę, ani krzątającej się po domu Taty, która ma w zwyczaju przeklinać pod nosem, że się z niczym nie wyrabia.

— Tata! — wołam gosposię, siadając na kanapie, ale odpowiada mi głucha cisza. Postanawiam do niej zadzwonić.

— Gdzie ty się podziewasz? W domu panuje spokój jak w prosektorium.

— Matko Dzieciaku! Co to za porównania? Jestem w piwniczce z winami, drzwi się zacięły. Mówiłam tyle razy, żeby to cholerstwo naprawić, to nie…

— Spokojnie, zaraz do ciebie zejdę.

— Oh, nie trzeba. Rico, już do mnie idzie. Tylko kolacja trochę się opóźni.

— Jasne, bez stresu poczekamy. — Rozłączam się, uśmiechając się pod nosem.

Oczami wyobraźni widzę naszą temperamentna Kolumbijka jak wyzywa cały męski personel, szkoda że nie mogę tego zobaczyć.

Skoro mam jeszcze poczekać, podchodzę do barku nalewając sobie czerwonego wina do kryształowego kieliszka. Zdecydowanie tego potrzebuję. Kiedy zamaczam w nim usta, z holu dobiega do mnie odgłos otwieranych drzwi i dziecięcy głos. Nie wiem czy zdążyła minąć minuta, a do salonu wbiea mój brat, krzycząc wesoło w moje imię. Na ten widok, aż oplułam się winem, którym właśnie się raczyłam.

— Co? Ale jak to? — Nie mogąc wyjść z podziwu patrzę pytająco na Williama, jednocześnie przytulając brata, który oplala mnie w pasie swoimi drobnymi rączkami.

— Chyba potrzebujesz towarzystwa tego małego dżentelmena. — William, odkłada plecak chłopca na podłogę po czym podchodzi do nas kilka kroków.

— Boże, tak! Zdecydowanie go potrzebuję, ale wiesz jakie to będzie miało konsekwencje?

— Przestań się martwić, zostaw to mnie. 

— Evo, William obiecał, że będę miał pokój blisko twojego. Z PlayStation!

— Ale my nie mamy…

— Już mamy, zaraz chłopaki przyjadą ze wszystkim czego potrzebuje twój brat. — Mąż przerywa, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Zostawiam was, mam dzisiaj ważne spotkanie muszę się do niego przygotować.

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz