16.

420 23 7
                                    

Witam, Was słoneczka 🤗🤗🤗

Moją kolejną nieobecność pragnę Wam wynagrodzić zdjęciem Williama w mediach. Dokładnie tak go widzę w mojej głowie 😉

Rozdział moim zdaniem ciekawy, mam nadzieję, że się spodoba. Miłej lektury ❤

William
♤♤♤

Dzisiaj dla odmiany bawimy się w innym klubie niż mój, dawno nie byłem na imprezce z wszystkimi braćmi Powell, a teraz odskocznia jest mi bardzo potrzebna.

— William, wiesz, że nie damy rady puścić towaru do Niemiec w ten sam dzień, co przyjdzie z Meksyku? — zagaduje mnie Louis.

— Wiem, byłem wurwiony, dlatego tak powiedziałem. Ccudów nie ma, ale liczę na waszą pomoc chłopaki. Po tym jak Reed, zajebał mi jedną z dostaw, nie chcę trzymać towaru u siebie dłużej niż to konieczne, nie wszystkich jeszcze jestem pewien.

— To, że mamy u siebie kreta, jest jasne, jak dwa dodać dwa to cztery — wtrąca się Levis.

Kurwa, mam tylko nadzieję, że nie wie nic o Evie, gdyby ją zaczęli podejrzewać byłoby bardzo źle. Nie ochronił bym jej przed nimi wszystkimi. A tej zdrajczyni karę chcę wymierzyć sam.

— Trzeba go w końcu dopaść, póki nam się to nie uda, nie będziemy mogli spać spokojnie. — Wychylam jednym tchem zawartość kieliszka i natychmiast popijam go sokiem pomarańczowym.

Wspominałem już, że uwielbiam ten smak soku?

— Dupeczki! — krzyczy uradowany Levis, na widok siedzącej w loży grupki dziewczyn.

— Idziemy do nich, tacy przystojniacy jak my nie mogą siedzieć sami. — Liam zarzuca ramię na brata i kieruje się razem z nim w stronę upolowanych ofiar.

Kręcę z dezaprobatą głową, ale podążam w ślad za braćmi, będę dalej się upijał i przyglądał jak przyjaciele próbują zaliczyć.

— A ty gdzie? To impreza dla singlaczków, ty masz gorącą niebieskooką w domu, spadaj do niej. — Levis, odpycha mnie od stolika, a na jego pijanej gębie maluje się triumfalny uśmieszek.

— Zgadnij, z której ręki ci przypierdolę, pajacu? — Natychmiast reaguję na zaczepkę przyjaciela. — Tylko nie myśl za długo, bo jeszcze mnie podkusi, żeby sięgnąć po klamkę i odstrzelić ci kutasa.

— Shelley, żarcik, kurwa, coś ty taki spięty? Przecież w życiu bym ci tego nie zrobił, bracie. — Teraz dla odmiany, Levis klepie mnie po plecach.

— Pierdol się, idę zapalić.

— To ja z tobą, nie podobają mi się te dupy, jakoś młodo wyglądają. Jeszcze prokurator będzie mnie ścigać za macanie nieletnich. — Podchodzi do mnie Louis, chyba najrozsądniejszy ze wszystkich trzech braci.

— Frajerzy, bawić się nie umiecie — woła za nami Liam, przysiadując się do nieznajomych kobiet.

Nie odpowiadam, formuję z palców symbol lufy pistoletu i udaję, że strzelam, najpierw w jednego a później w drugiego Powella.

Uśmiechając się pod nosem udaje się w stronę wyjścia. Levis, najbliższy z braci, taki po prostu jest. Wiecznie gada głupoty, ale jak przyjdzie co do czego zawsze mogę na niego liczyć, gdyby nie Levi, nie udałoby mi się utrzymać mojej pozycji, jestem tego bardziej niż pewien. Piętnaście lat wspólnej przyjaźni to szmat czasu, a my ani razu się nie pokłóciliśmy. To znaczy tak na poważnie, bo zwykłych sprzeczek mamy co najmniej sześdziesiąt razy dziennie.

W samym środku piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz