Dobry wieczór!
Pov Dragon:
Próbowałem nie zerkać w stronę Lorenzo, który wyglądał gorzej niż Rosjanin, którego ostatnio przesłuchiwał Dima. Siedział na ławce treningowej, z bladą twarzą i widocznymi sińcami pod oczami, non stop przecierając twarz, jakby próbował się obudzić.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem go w takim stanie i przez moment przeszła mnie myśl... Jakby wyglądał, gdybym tamtej nocy nie wyjechał do Hiszpanii? Co bym mu zrobił, i czy by się bronił? Przecież nie chodziło im o moje pieniądze, czy władzę. Jeśli to wszystko chcieliby dla siebie, z pewnością bym już nie żył. Więc co mogło ich pchnąć do wspólnej decyzji? Co ich popchnęło do wspólnej zdrady? To że wyjechałem wtedy do Hiszpanii, było najlepszą decyzją jaką mogłem podjąć. Miałem dowód jedynie w postaci siebie, i dotyczył on Cindy, a nie spraw dotyczących naszej działalności, czy grupy. Nie miałem wystarczająco, abym mógł zrobić to, do czego byłem zdolny. Nie działałem pochopnie, bo nie mogłem. Tego nauczył mnie ojciec.
Pięść, która spotkała się z moim policzkiem właśnie mnie otrzeźwiła. Niebieskie, jasne oczy czujnie obserwowały moje ruchy, aby rzucić się do kolejnego ataku, bądź przyjąć pozycję obronną. Potargane, blond włosy i z lekka rozcięta warga, a poza tym wszystkim zmarnowana twarz po wypiciu litrów alkoholu. Dima z trudnością utrzymywał się na nogach. Wyglądał łudząco podobnie do Lorenzo, z czego naprawdę byłem zadowolony. Był rozkojarzony, przez co łatwiej było mi go trafić. Dima na co dzień był naprawdę szybki. To, że był szczupły, było jego zaletą, gdyż to dawało mu również zwinność. Miał długie ręce, dzięki czemu wyższy przeciwnik, nie był dla niego większą przeszkodą.
Pozwoliłem mu atakować, omijając jego ciosy. Przez wczorajszą noc był znacznie wolniejszy, co czyniło go łatwiejszym celem. Zacisnąłem zęby, wymierzając pierwszy cios, a za nim kolejne, sprowadzając go do siatki. Miałem ochotę wymierzyć kolejny cios, gdy Dima zrobił unik, sprowadzając mnie do parteru. Oboje padliśmy na ziemię i byłem pewien, że gdyby był na siłach zdołałby utrzymać tę pozycję. Byłem cięższy. Znacznie cięższy, więc w legalnej walce nigdy nie bylibyśmy swoimi przeciwnikami. Po chwili walki, nasze pozycje się zmieniły. Tym razem to ja siedziałem na Dimie. Mogłem wykonać podduszanie, aby zakończyć walkę, jednak przypomniałem sobie o jednej istotnej rzeczy.
O tym, że zbyt bardzo lubił Cindy, a ona zbyt bardzo się przy nim uśmiechała i albo udawała, albo naprawdę nie wiedziała jakie są jego prawdziwe intencje. Wyszedł od niej z pokoju, wtedy, w nocy i mimo, że już za to oberwał, to myśl, że mógł ją dotknąć wkurwiała mnie jeszcze bardziej niż wcześniej, a widok, który zastałem gdy wszedłem z jej mamą do mieszkania... był naprawdę wkurwiający. Korzystając z okazji zamachnąłem się, uderzając w twarz Dimy, który próbował walczyć. Jedne ciosy zdołał odeprzeć, a drugie potrafił przyjąć z godnością. Zza ringu w końcu dotarł do mnie głos Lorenzo.
— Dragon, wystarczy!
Nie wystarczyło. Za każdy jej uśmiech do niego, którym nie obdarowała mnie, powinien dostać o wiele, wiele mocniej. Wykonałem kolejny cios i tym razem przystąpiłem do dźwigni. Dima odklepał bez walki, a ja mimo to jeszcze przez chwilę wzmocniłem uścisk. Miałem ochotę ujebać mu łeb na myśl, że jest w tym wszystkim razem z nimi, a na domiar tego, dotykał Cindy w jakikolwiek sposób.
Zwolniłem uścisk, wypuszczając go z chwytu. Dima dyszał ciężko, a jego twarz w końcu nabrała kolorów. Już nie był blady jak ściana, z widocznymi sińcami. Czerwień wypełniała jego twarz, a oczy znacznie ożyły. Zaszkliły się, patrząc na mnie z wyraźnym otępieniem i szokiem.
— Trzeba było wychlaċ jeszcze butelkę Dima, a miałbyś znacznie więcej sił — poklepałem go lekko w policzek, po czym wstając, wyciągnąłem do niego dłoń.