Dzień dobry.. po raz przedostatni?
Cindy:
Łóżko i cisza, było tym czego ostatnio potrzebowałam. Otoczenie milczało, jednak moją głowę wypełniała masa wspomnień, niedopowiedzeń, smutku i poczucia winy. Moje uczucia, jak i umysł, nigdy nie grały do jednej bramki i marzyłam by w końcu się tak stało, by fatum ciążące nade mną w końcu odeszło.
Wczorajsze przybycie Dragona pozostawiło jego obecność do tej pory. Wciąż czułam jak leży obok, jak myje moje włosy i traktuje mnie jakbym była piórkiem, bądź kawałkiem szkła, które za chwile miałoby się rozbić.
Całe moje wnętrze roztrzaskało się na kawałki, a cieknące łzy i zapuchnięte od płaczu oczy nie zdołały okazać nawet w pięciu procentach tego, co czułam. Wolałabym opustoszeć w środku i wyrwać sobie każdy organ, który sprawiał ból, niż czuć się właśnie tak jak teraz. Kobieta, którą kochałam ponad wszystko, właśnie mnie opuściła. Byłam sama na polu bitwy, która właśnie się skończyła, a ja byłam przegraną, ponieważ nie zamierzałam się dłużej wojować. Już nigdy nie zdołam ujrzeć jej uśmiechu i tych szczerych oczu, poczuć jej ciepła i usłyszeć głosu, który łagodził każde zmartwienie. Moje szczęście odeszło... Coś co chciałam chronić, lecz nie zdołałam. Zabiłam ją...
Jutro miałam stanąć na nogach, przed nagrobkiem z jej wyrytym imieniem z kolejnym, imieniem które pozostanie w kamieniu i moim sercu, na dobre. Była następnym człowiekiem, którego twarz będę widzieć co końca swoich dni tylko w swoich wspomnieniach. To kolejna dusza, którą pochłonęła nasza relacja z Dragonem i pragnęłam, by nie było ich więcej.
Jedynym światłem w tunelu była Alex, która wszystkim się zajęła, bo to właśnie dzięki niej pogrzeb mojej mamy się odbędzie. Walczyła, gdy ja poległam. Nigdy nie zdołam wyrazić wobec niej wdzięczności jaką czułam, bo gdyby nie ta kobieta, nie byłoby mnie tutaj. Dbała o mnie przez ten cały czas, a ja nawet nie zdołałam na nią spojrzeć, bo byłam wściekła na samą siebie, za to, że musiała to znosić i że poznała Lorenzo – choć zdawała się być szczęśliwa.
Miałam ogromny mętlik i nie potrafiłam zrozumieć samej siebie, tego co czuje, ani co powinnam zrobić i powiedzieć – wszystko było takie nieodpowiednie, wszystkiego było tak cholernie dużo.
Czy nienawiść mogła zwyciężyć? Czy mogła ugasić to wszystko? Oczywiście, że nie, bo jej nie czułam wobec Dragona, a wobec siebie. Nienawidziłam siebie za to, że od samego początku brnęłam w kłamstwie, licząc na to, że zdołam to naprawić. Wszyscy na nowo karmiliśmy potwory Dragona, myśląc, że odeszły, że usnęły. Tymczasem czaiły się w ciemności, w zakamarkach jego duszy, w którą pragnęłam tchnąć życie, a teraz staliśmy przed ich obliczem, chowając się w rozpadającym się domie.
Odetchnęłam głęboko, wsłuchując się w playlistę Alex. Zaraz po tym jak nie przyszłam na kolację, zjawiła się w moim pokoju zostawiając mi słuchawki, oraz tableta, którego często używał Luka do rysowania. Wybrzmiewająca w nich piosenka ''Beach House - Space Song'', była młotkiem, która wbijała mnie jak gwoździa do trumny. Wtedy po raz pierwszy byłam świadoma, że zasypiam i poddałam się temu bez żadnej walki.
Silne szarpnięcie i twarz, którą widziałam zaledwie kilka dni temu była pierwszym co ujrzałam. Dopiero co wybudzona ze snu, spojrzałam z zdezorientowaniem, jak i przerażeniem na Dimę, który stał tuż nade mną. Zdjął opatrunek, który założył mu znajomy Fabio, przez co byłam w stanie dostrzec jego skórę. Wciąż nie wyglądała dobrze, jednak Dima zdawał się tym nie przejmować.
Z początku chciałam krzyknąć, jednak przyłożył mi dłoń do ust, tym samym uciszając mnie.
— Nie krzycz. — Te dwa słowa były pierwszymi, które wypowiedział.