Pov Dragon:
Wciąż huczało mi w głowie. Stałem jak sparaliżowany, czując każdy odrętwiały mięsień. Po raz pierwszy odgłos strzału wywołał we mnie tak ogromną burzę emocji, i po raz pierwszy modliłem się, by to wszystko okazało się nieprawdą.
Jak w amoku lustrowałem postać stojącą nad Cindy, próbując pozbyć się dźwięku wystrzału, jak i uczucia, które rozrywało mnie od środka. Krew zawrzała, a ja gwałtownie ruszyłem w ich stronę. Kolana uginały się pod moim ciężarem, gdy nie widziałem żadnego znaku, że Cindy żyła.
Nie krzyknęła, ani nie poruszyła się. Nie zrobiła niczego, by powstrzymać to wszystko. Gdy byłem coraz bliżej, stojąca postać ruszyła pędem w stronę bramy cmentarzyska, a ja choć miałem ochotę ją dogonić, tak zatrzymałem się, a przeszywająca mnie złość sprawiła, iż wyjąłem broń, celując w stronę człowieka, który uciekał. Strzelałem na oślep, skupiając większą uwagę na Cindy.
Gdy tylko do niej dotarłem przykucnąłem przy nagrobku i ignorując wyryte w nim litery, chwyciłem w dłonie jej twarz, wychwytując oczami jakikolwiek znak życia. Potrząsnąłem jej głową, sprawdzając czy się obudzi.
Rozwalona skroń nie wyglądała jak rana postrzałowa, przez co momentalnie przeniosłem wzrok na jej skulone ciało, nie dostrzegając żadnej rany, prócz tej na głowie. Ze zmarszczonymi brwiami sprawdziłem puls, i odetchnąłem z ulgą, gdyż był wyczuwalny.
Broń z której mierzyła nieznana postać leżała tuż przy nagrobku, zaraz obok pustej butelki wina, przez co zlustrowałem również płytę, w której dostrzegłem kulę. Kulę, która miała być przeznaczona dla Cindy. Chwyciwszy ją w dwa palce obróciłem ją, a drobny, jak i morderczy przedmiot odbił od siebie snop światła latarni.
Zaciskając szczękę włożyłem nabój do kieszeni, po czym ponownie spojrzałem na Cindy. Starając myśleć się trzeźwo odezwałem się;
— Cindy? Słyszysz mnie? — powiedziałem to ciszej niż chciałem i ku mojemu zaskoczeniu, mruknęła coś, na wzór grymasu.
Skrzywiła się znacznie, próbując dłonią złapać się za krwawiącą część głowy. Może i dała znak życia, jednak nie byłem pewien, czy nie doznała wstrząsu mózgu.
— Byłeś tam — wymamrotała. — Chciałeś nas uratować, ale ona... — zatrzymała się, przełykając z trudem ślinę. — Nie mogłam jej powstrzymać — dukała ledwo zrozumiale.
Próbowałem zrozumieć każde słowo, jednak nie byłem pewien czy to jakiś pieprzony sen, czy Cindy nawiązywała do jakiejś konkretnej sytuacji. Ogarnąwszy jej blond włosy z policzka, dostrzegłem wciąż zamknięte oczy, jak i zaróżowione policzki. Zapach kokosa nie był tak wyczuwalny. Tym razem czuć było od niej wino, które musiała wypić.
Zerknąwszy ponownie na butelkę podniosłem ją i czytając etykietę, zorientowałem się iż jest to jedno z win, które trzymaliśmy w winiarni Ojca. Serce wciąż waliło mi jak dzwon, a krew niemal parzyła, gdy powoli zaczynała docierać do mnie cała sytuacja.
Okłamali mnie.
Nie wiem dlaczego, ale to kurwa zrobili.
Ciążący oddech sprawił, iż moja klatka piersiowa zaczynała unosić się w przyspieszonym tempie. Spod byka zlustrowałem swój nagrobek, na którym palił się znicz, jak i ten Eleny, na którym leżała Cindy.
Była tu, na jej grobie.
Znała ją, przez co musiała znać i mnie.
Dziwne pulsowanie niemal rozsadzało moją głowę, przez co słyszałem głównie swój oddech. Stłumiony odgłos ulic zniknął, a oczy widziały tylko grób Eleny i leżącą na nim Cindy. Bezbronną, delikatną kobietę o którą byłem w stanie walczyć z całym światem, ale nie z nią samą.