ROZDZIAŁ 20

443 38 16
                                    

Irina

- - - -

Mimo zmęczenia, nie spałam długo. Adrenalina burzyła mi krew.

Dziś rozpoczynam „nową drogę życia", jak to szumnie nazwał Victor. Podróż do egzotycznego kraju w towarzystwie nieznanych mi ludzi, wywołuje u mnie stres, tym bardziej, że doświadczenia dotyczące mężczyzn z Bliskiego Wschodu nie były dla mnie przyjemne. Co jednak mogę innego zrobić? Skoro Victor i inni ludzie, którzy byli zaangażowani w ten cały teatrzyk zadali sobie tyle trudu, żeby mnie „uśmiercić" i ułatwić mi start na wolności, głupotą z mojej strony byłoby się stawiać.

Niesamowity mętlik w mojej głowie spowodował też list Victora.

Podczas pierwszego czytania, byłam bardzo rozgoryczona i sceptycznie nastawiona do wszystkiego, co napisał. Trudno było mi uwierzyć w szczerość jego wyznań, bo zawsze świetnie wychodziło mu przywdziewanie pokerowej twarzy. Ostatnio jednak przekonałam się, że ma również inne, bardziej ludzkie oblicze. Myślałam, że troska o chłopców i o mnie była grą, tymczasem ze słów zawartych w liście wynika, że to właśnie postawa bezdusznego skurwiela była maską.

Czy naprawdę tak było?

Już sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.

Jakiś czas przewracałam się z boku na bok. W końcu, kiedy zegar wskazał ósmą, doszłam do wniosku, że i tak już nie uda mi się zasnąć, a niepotrzebnie się nakręcę i przez cały dzień będę podminowana.

Wstałam i polazłam do łazienki.

Potem nastawiłam wodę na kawę i zajrzałam do lodówki. Wczoraj Adam robił za kucharza, dziś odwdzięczę mu się śniadaniem. Kiedy, uroczo zaspany, przyczłapał do kuchni, zwabiony zapachem świeżo parzonej kawy, na stole czekał na niego stos apetycznie wyglądających kanapek.

- To dla mnie? - ucieszył się.

- Owszem, częstuj się.

- Z chęcią – klapnął na taboret, a kiedy sięgnął po jedzenie, ja podałam mu kubek z kawą.

- O której możemy spodziewać się twoich zmienników?

- Koło 11-tej.

- Znasz ich?

- Nie. Ale są z polecenia Gijasa.

- Tego faceta, który zjawił się na odsiecz Oli?

- Tak.

- Pokręcone to wszystko – stwierdziłam dopijając ostatni łyczek swojej kawy. - Momentami mam wrażenie, że gram w jakimś sensacyjnym filmie, którego twórca, był na nie ustającym haju.

Roześmiał się.

- Fakt. Będziesz miała co wspominać na stare lata.

- To już w sumie niedługo - powiedziałam, puszczając do niego oczko.

- Co ty za bzdury opowiadasz? Trzydziestka to żaden wiek.

- Tak. Tylko, że tyle, to ja miałam dekadę temu, a nawet trochę ponad.

Wyraźnie go zaskoczyłam.

- To ile ty masz lat? Sorry, niegrzecznie pytać kobietę o wiek, ale ja dałbym ci max trzydzieści dwa...

- W styczniu skończyłam czterdzieści jeden. Gdybym wcześnie zaczęła, pewnie mógłbyś być moim synem. Ty masz ile? Dwadzieścia jeden? Dwa?

Chrząknął, bo uzmysłowił sobie, że mam rację.

- Dwadzieścia trzy, idzie dwadzieścia cztery.... mamusiu – wyszczerzył zęby, zgrywus jeden.

Chciał zażartować, ale mi na słowo mamusiu ścisnęło się serce. Postanowiłam zmienić temat.

VII WŁADZA I BOGACTWO  - W POGONI ZA SZCZĘŚCIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz