ROZDZIAŁ 43

261 36 28
                                    

ANTON

- - -

Niemal zazdrościłem Victorowi.

On urwał się ze smyczy, a teraz pracuje nad tym, by ułożyć sobie życie u boku ukochanej kobiety, podczas, gdy ja nadal tkwiłem w Polsce, ogarniając bajzel spowodowany panującym bezkrólewiem. Nawet Gijas zostawił mnie na placu boju, bo skoro uchodził za "osobę z zewnątrz", byłoby podejrzane, gdyby zbyt długo kręcił się blisko mnie. Na szczęście, Godunow w końcu wyznaczył następcę Victora.

Mykola był siostrzeńcem pana G.

Dość prężnie działał na Ukrainie w obwodzie sumskim, ale teraz, ze względu na toczące się tam walki, interesy nie przynosiły oczekiwanych zysków, a ponadto wiązały się z dużym ryzykiem, więc Godunow uznał, że tamten rejon sobie odpuści i powierzy swojemu doświadczonemu człowiekowi, pilnowanie biznesu w regionie, w którym powstał wakat.

Mykloa naprawdę znał się na rzeczy. Znaliśmy się, bo nieraz mieliśmy okazję współpracować. Trzymał ludzi żelazną ręką, wzbudzał posłuch i miał łeb na karku. Podobnie jak my, lubił mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Gdybym nie planował wymiksować się z tego światka, w sumie nie miałbym prawie nic przeciwko temu, żeby zostać jego podkomendnym. Ale, jak wiadomo "prawie" czyni wielką różnicę. Bo w przeciwieństwie do Victora i naszej ekipy, Mykola lubił młódki. W sensie - kręcił go seks z dziewczynkami w wieku 12-15 lat. Z tego względu, miałem nadzieję, że nie będę musiał poświęcać zbyt wiele czasu, żeby przekazać biznes w jego ręce. A potem, wspólnie z ekipą Gijasa, weźmiemy go na celownik.

Mykola rozpoczął przejmowanie władzy od audytów we wszystkich miejscówkach, które miały "drugie dno". Oceniał pracę, wymieniał ludzi, którzy nie spełniali jego standardów, wyznaczał kapitanów, którzy mieli być odpowiedzialni za dany region i konkretne zadania. Trybiki machiny na nowo zaczęły działać bez najmniejszych zgrzytów, dlatego pod koniec kwietnia, zaproponowałem zorganizowanie imprezy, na należącym do nas, luksusowym jachcie zacumowanym w Rydzewie.

- Na maj zapowiadają raczej sprzyjającą pogodę, Mykola. Ludzie harowali jak woły, przyda im się odrobina relaksu.

- Marzy ci się impreza na wzór arabskich szejków, Anton?

- Do szejka mi daleko, ale mając taką wypasioną łódź do dyspozycji, grzechem byłoby pozostawić ją odłogiem.

- Często się tak zabawialiście z Victorkiem?

- Często, jak często. Przeważnie zabierał na nią ludzi, których chciał zachęcić do współpracy, albo podziękować za większe przysługi. Raz, albo dwa razy w sezonie zabierał na jacht "naszych", którzy jego zdaniem zasłużyli na nagrodę.

- W sumie, to niezły pomysł. Chyba będziemy kultywować tradycję. Kiedy proponujesz to zorganizować?

- Najlepiej w jakiś dzień powszedni, żeby zapewnić większą dyskrecję. Nad wodą głos się niesie, a nam raczej na świadkach nie zależy.

- Ok. To może czternasty, albo dwudziesty pierwszy maj?

- Jaki to dzień? - spojrzałem na kalendarz. - Wtorek. Super. Sądzę, że wyrobię się na czternastego.

- Więc postanowione.

- - -

- Czternastego maja organizujemy bibę na "Białej Mewie" - poinformowałem Gijasa.

- Świetnie. Człowiek od Kamila będzie w pogotowiu. Zakotwiczcie z dala od brzegu i dopiero potem sprowokuj bójkę, albo nieszczęśliwy wypadek, żeby miał możliwość podpłynąć ze sprzętem w pobliże.

VII WŁADZA I BOGACTWO  - W POGONI ZA SZCZĘŚCIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz