Rozdział 34

2 1 0
                                    

Wróciłam dobre dwie godziny temu i do tej pory nic nie robię tylko leżę bez ruchu na łóżku patrząc w sufit. Miałam wrażenie jakby chciał przejrzeć moją duszę naskroś. Już sama jego obecność sprawiła, że serce biło mi szybciej niż zazwyczaj i muszę przyznać, iż nie przeszkadzało mi to. Przymknęłam oczy. Mimowolnie przed oczami stanął mi obraz jego brązowych oczu patrzące w moje tak intensywnie, że moje ciało nie współpracowało ze mną tak, jak powinno. Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i przekręciłam się z pleców na brzuch chowając twarz w poduszce. Mając dość myślenia o nim wstałam, wzięłam piżamę i poszłam się przygotować do spania. I tak tym nic nie zdziałam. Kiedy byłam już ogamięta, weszłam pod kołdrę. Już jutro piątek i nasz wyjazd nad jezioro. W ciemności patrzyłam na sufit zastanawiając się jak przeżyje z nim ten weekend. Nim się obejrzałam zasnęłam otulona ciszą.
Siedzę nad jeziorem i patrzę na lśniącą taflę wody. Słońce przyjemnie grzeje moją twarz. Przymykam oczy z zadowolenia. Nagle zrywa się silny wiatr. Podnosze powieki i moim oczom ukazuje się widok jak z apokalipsy. Jeszcze do niedawna błękitne niebo zasnuły ciemne i ciężkie chmury nadając wodzie z jeziora czarnej barwy. Wstałam. Ruszyłam powoli przed siebie w kierunku domku. Widząc domek, przyspieszyłam. Kiedy podeszłam bliżej zdziwiłam się panującą ciszą wkoło
- Mamo? Tato?  Ciociu? Wujku? Zack?  - zawołałam - Gdzie jesteście?
Nic. Wkoło cisza
- Mamo..? Tato...? Ciociu...? Wujku...? - poszłam dalej - Zack...?
Szłam wolno i ostrożnie. Z każdym kolejnym krokiem zaczęłam się bać, że coś się stało. I nie myliłam się. Kiedy podeszłam do przygotowywanego paleniska na ogień, zobaczyłam niepokojąco wyglądające czerwone ślady. Oby to nie było co myślę..., pomyślałam przełykając ślinę. Już w chwili jak podeszłam bliżej poczułam metalniczy zapach. Serce podeszło mi do gardła i zabiło ze strachu
- Mamo...! Tato...! - zaczęłam krzyczeć i rzuciłam się biegiem w stronę domku. Ignorowałam ślady na ziemi prowadzące do środka. Wpadłam na werandę i gwałtownie otworzyłam drzwi. To, co tam ujrzałam, sprawiało, że z gardła wydobył się wrzask i zalałam się łzami. W środku zastałam obraz jak z horroru... Na podłodze we krwi leżały cztery ciała - moich rodziców i ich znajomych... Nigdzie nie dostrzegłam ciała bruneta. Może żyje i gdzieś się ukrył...? Ruszyłam schodami w górę
- Zack...? Jesteś tutaj...? - cicho nawoływałam chłopaka
Przeszukiwałam każdy pokój mając nadzieję, że znajdę go żywego ukrytego gdzieś w szafie albo pod łóżkiem
- Zack...! - głos mi zadrżał i byłam krok od płaczu
Weszłam do pokoju, który dzieliłam z chłopakiem
- Zack...? Jesteś tutaj...?
Na ziemi, łóżkach jak i ścianach widoczne były krwawe ślady. Przeszukałan cały pokój, ale nie znalazłam ani martwego bruneta ani żywego. Nagle z dołu usłyszałam huk. Odwróciłam się w stronę drzwi. Serce mi przyspieszyło
- Zack...? To ty...?
Zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi. Otworzyły się a w nich stanął brunet. Podniósł głowę i serce mi zamarło widząc jego stan - jego twarz była pełna ran. Jedną ręką trzymał się za brzuch a drugą opierał o framugę. Ledwo stał

Nie wiem co napisać. Napiszę może tylko, że idę pisać kolejny

Wilczy ZewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz