Rozdział 14

149 4 0
                                    

Nie miałam okazji się jakoś lepiej z Miją poznać, ale wiedziałam, że to moja siostra. Jedyna siostra, czyli - jak powiedziała Maya - "Jedyna płeć piękna w tym brzydkim domu". Już teraz są dwie takie płci, o której jednej z nich ciocia nie miała pojęcia. Wiedzieliśmy tylko my i Cam. Nadal zatajaliśmy przed nową siostrą wiadomość, że nasz ojciec tak naprawdę żyje. Tylko, że nielegalnie. Za długo trzebaby jej opowiadać historię naszej rodziny, która i tak jest już pokręcona i pełna tajemnic. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu ja sama byłam nieświadoma tego wszystkiego. Tego, że moja rodzina działa w Organizacji lub tego, że nasz ojciec żyje. Czułam do tego człowieka taką nienawiść, że zabiłbym spojrzeniem, ale nagle to się odmieniło. Tak po prostu. Tak łatwo go pokochałam jak znienawidziłam na początku.

Miłość jest zaskakująca królewno.

To są słowa mojego ojca, które nigdy nie padły w prawdziwej książce.
............................................................
- Hailie, słyszysz nas? - Upewniał się Will.
- Tak Will. Słyszę was.
- To dobrze. Za kilka dni będziesz mogła wyjść ze szpitala.
  Ucieszyłam się na tę wiadomość, jednak wolałam być JUŻ w domu z moimi braćmi. Wtedy czułam się bezpiecznie, nie tak jak w szpitalu. Niby codziennie ktoś nade mną czuwał, ale wolałam mieć ich wszystkich razem.
Rozmawiałam tak z braćmi i później dołączyła Mija. Przestraszyła się pewnie, kiedy zobaczyła mnie w łóżku szpitalnym, oraz z bandażem na brzuchu. Wiedziała co się stało, więc okazywała mi najwięcej wsparcia ile tylko mogła. W końcu zostałyśmy same i mogliśmy pogadać.
- Dobrze się czujesz? - Zapytała Mija ze współczuciem w głosie.
- Nie jest źle, tylko nie mogę się śmiać, bo wtedy mnie boli.
- A kiedy będziesz mogła wyjść?
- Za kilka dni. Przyzwyczaiłaś się już do braci i tego nowego życia?
- Ciężko mi idzie, ale nie jest źle. Dylan cały czas mi dokucza, a Tony w ogóle nie odzywa.
- Skądś to znam. - Odpowiedziałam szczerze, bo dopadło mnie znowu Deja vù.
Tak jeszcze rozmawialiśmy do wieczora. Mija musiała iść, bo miała na kolejny dzień szkołę.
Dzisiaj został ze mną Tony. Miałam plan, bo było mi bardzo duszno w sali. Nie chciałam otwierać okien, bo zrobiłby się przeciąg. Dlatego, kiedy Tony zasnął (nie jest czujny) postanowiłam po prostu wyjść z sali. Chciałam się przewietrzyć. Chciałam samotności. Chciałam wolności...
Powoli i po cichu ubrałam się w szlafrok, a następnie po prostu wyszłam z sali. Zdziwiło mnie to, że nikt mnie nie zatrzymał. Żadna ochrona, ani nawet recepcjonistka, której nie było. Usiadłam na ławce przed szpitalem i relaksowałam się ciszą. Niestety mój relaks nie trwał długo, bo za chwilę usłyszałam znajomy mi głos.
- Witaj, Hailie Monet.
- A...Adrien? Co tu robisz?
- To samo pytanie chciałem zadać tobie.
- Ja byłam pierwsza.
- A ja jestem starszy.
  Tym sposobem udało mu się mnie przymknąć.
- To jak?
- Nie powiem ci.
- Akurat rozmawiałem z Vincentem. Jak chcesz mogę go poinformować, że jego młodsza siostrzyczka tuła się po dworze o drugiej w nocy.
- Nie proszę tylko nie to!
- To gadaj. - Jego cień rozbawienia zniknął tak szybko jak się pojawił. Wystraszyłam się, bo nigdy go takiego nie widziałam. Kojarzony był przeze mnie jako taki śmieszek, który drwi z każdego słowa, wypowiedzianego z moich ust.
- To jak będzie, Hailie Monet?

Rodzina Monet inne historie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz