Rozdział 26

152 4 8
                                    

  Już chciałam kłaść się spać, kiedy usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi mojego domu.
- Jezu znowu?! - Jęknęłam głośno.
  Otworzyłam, ale przeszło mi przez myśl, żeby nie otwierać.
  W drzwiach pojawił się...Adrien Santan. Czy to już nie jest nudne?! Serio?!
- ZNOWU?! - Zapytałam jeszcze głośniej, niż powiedziałam to wcześniej.
- Witaj Hailie Monet.
- Przestań do mnie tak mówić!
  Byłam strasznie zdenerwowana. No ileż można?!
- Dobrze, dobrze.
- Po co przyszedłeś?!
- Dać ci prezent.
- Jezu jaki znowu?!
  Adrien wyciągnął bardzo małe pudełko, w którym było coś, co zwaliło mnie z nóg. Pierścionek. Mały, srebrny pierścionek z niebieskim diamencikiem na środku.
  Następnie Adrien klęknął przede mną, otworzył właśnie to pudełko i powiedział:
- Hailie Monet, wyjdziesz za mnie?
- A...Adrien... T...ta...tak!
  Nie wiem, czemu się zgodziłam. Nie czułam do tego człowieka jakiejś większej sympatii.
  Adrien włożył mi pierścionek na palec i odezwał się znowu.
- Dziękuję, Hailie Mo...
- Nie mów tak do mnie. - Ucięłam szorstko.
- Dobrze, Hailie.
- A...a Organizacja? Vincent? Bracia?!
- Wiedzą.
- I co?! Zgodzili się?!
- Tak.
- Wow... - szepnęłam. Serio w to nie wierzyłam.
- To co? Mogę wejść? - Zapytał Adrien swoim aksamitnym głosem, który teraz mnie oczarował.
- T...tak, jasne...wchodź.
  Adrien zanim wszedł, wziął mnie za rękę i poprowadził do domu, na kanapę.
  Włączyliśmy telewizję i zasnęliśmy przed jakimś reality show.
  Zanim jednak poszliśmy spać, zapytałam się Adriena:
- Teraz już nie musisz pytać mnie o zgodę na dotknięcie mojego ciała?
- Nie, Hailie.
- To dobrze... - Szepnęłam, a potem zapadłam w głęboki sen...
........................................................................
Obudziłam się około ósmej z bacznie leżącym przy mnie Adrienem.
- Wstałaś już Hailie?
- Tak...
- Zrobię ci śniadanie. - Postanowił, po czym zaczął delikatnie wstawać. Jęknęłam na to, bo nie chciałam, żeby odchodził. On się uśmiechnął, ale i tak wstał i sobie poszedł.
  W kuchni poruszał się sprawnie, robiąc dla mnie kanapki.
- Ja mogę sama... - Mówiłam cały czas, ale on mnie nie słuchał. Nie lubiłam jak ktoś robił dla mnie śniadanie.           
  Nawet jak Eugienie mi je robiła, czułam się nieswojo.
  Chwilę później przed nosem miałam talerz z kanapkami. Biały ser, sałata i pomidory idealnie wpasowały się w moje gusta. Do tego były bardzo ładnie ułożone na chlebie.
- Proszę, kochanie.
- Dziękuję. - Odpowiedziałam ciesząc się na słowo "kochanie" jak dziecko. Adrien Santan nazwał mnie "kochaniem", oświadczył mi się, a do tego wszystkiego moi bracia się na to zgodzili.
  Zjadłam i muszę przyznać, że było strasznie dobre. Adrien w tym czasie zaparzył nam kawę i usiadł obok mnie włączając muzykę na telewizorze.
- I jak? Smakowało?
- Było pyszne Adrien.
- To dobrze. Teraz napij się kawy, żebyś miała energię na dzisiejszy dzień, a uwierz mi, że będzie ci ona potrzebna.
  Ciekawe co będziemy robić. Może zawiezie mnie na plażę, albo coś?
  Kiedy wypiliśmy kawę, udaliśmy się do jego auta i pojechaliśmy...

Rodzina Monet inne historie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz