//Polecam włączyć sobie smutną muzykę//
Obudziłem się koło 3 w nocy. ~zajebiście~ Shane spał a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Więc pomału i co cichu wstałem wziąłem papierosy i zapalniczkę i usiadłem na balkonie . Mocno padało a balkon nie miał dachu plus byłem tylko w spodniach dresowych (😏) więc po chwili byłem cały mokry co o dziwo mi nie przeszkadzało. Kiedy wypaliłem papierosa położyłem się na zimnych płytkach i zamknąłem oczy pozwalając kroplą moczyć mnie do ostatniej nitki.
Leżałem tak chyba długo bo w końcu usłyszałem wołanie z sali ale nie chciało mi się wstawać nie miałem siły a tu leżało mi się na prawdę dobrze.
- Tony ?!
Shane wychylił tylko zaspany łeb na balkon a kiedy mnie zobaczył założył kaptur bluzy i do mnie podszedł.
- Czemu tu leżysz ?
- Nie wiem wygodnie mi.
- Jesteś przemoczony chodź do środka.
Nie chętnie i powoli wstałem i od razu poszedłem do łazienki. Ściągnąłem przemoczone spodnie i usiadłem na kafelkach pod prysznicem i puściłem ciepłą wodę.
Popatrzyłem na zegar zawieszony w łazience. Była tam też data. 26 mają. Dzień mamy. Kilka łez spłyneło po moich policzkach. Tęskniłem za nią i to strasznie. Nie rozumiałem czemu spotkało to mnie czemu spotkało to ją. Przecież każdy zasługuje na rodzinę i szczęście więc a ona to miała więc czemu mi ją zabrali ? Łzy spływały mi co raz mocniej. Tak strasznie chciałem ją zobaczyć.