Pov Shane
Po kilku minutach długiej jazdy stresu i łez Vincent wjechał na parking szpitala. Nie zdążył się jeszcze zatrzymać kiedy wyskoczyłem z auta i najszybszym sprintem w swoim życiu wbiegłem do szpitala. Ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotę jednak inni rozumieli że coś się musiało stać i odsuwali się z drogi. Kiedy wbiegłem do sali Tonego od razu rzuciłem się do bliźniaka który leżał na szpitalnym łóżku podpięty do różnych urządzeń. Przytuliłem go tak jak zawsze kiedy któryś z nas miał gorszy dzień.
- Shane ?
Usłyszałem za sobą głos Willa jednak nie reagowałem i dalej stałem wtulony w brata. Może to głupie ale bałem się że kiedy go puszczę odejdzie.
Przymknąłem na chwilę oczy a po moich policzkach spłyneło parę łez. Poczułem na ramieniu rękę Willa jednak dalej nie reagowałem.
- Co z nim ?- zapytałem drżącym głosem.
- Wszystko jest już dobrze.
Usiadłem na krześle obok łóżka i chwyciłem delikatnie dłoń Tonego. Nie patrzyłem na żadnego z braci nie chciałem widzieć ich współczujących spojrzeń chciałem tylko żeby Tony się obudził i żeby wszystko wróciło do normy. Żebyśmy mogli codziennie się ze sobą drażnić ścigać w drodze do szkoły grać w gry przeszkadzając sobie na wzajem czy wymykać się w nocy na imprezy. Tęskniłem za tym. Tęskniłem za nim.
- Shane musimy wracać do domu.- odezwał się Vincent.
Jego głos pierwszy raz od kąt pamiętam nie był chłodny czy bez emocji. Był łagodny i pełny zrozumienia.
Pokręciłem głową wpatrując się w bliźniaka.
- Nie. Zostaje z nim.
Popatrzyłem błagalnie na Vincenta. Widziałem że się wacha.
- Dobrze ale jak coś się będzie działo masz od razu dzwonić.
Pokiwałem głową a chwilę później moje rodzeństwo pojechało do domu. W sali nastała głucha cisza. Którą przerywało tylko pikanie maszyn.