Nie chciałem dopuścić do siebie myśli że moje rodzeństwo faktycznie tak po prostu mnie oddało nie znajomemu człowiekowi jednak nagranie mówiło samo za siebie. Najbardziej nie rozumiałem zachowania Shane miał zaszklone oczy ale nie protestował. Nic nie powiedział ani nie zrobił mimo tego że w szpitalu płakał kiedy mnie "stracił". Nie rozumiałem tego i raczej nie chciałem zrozumieć.
- Co chcesz ze mną zrobić ?- zapytałem od niechcenia.
- Moja córka się w tobie podkochuje będzie razem inaczej cię zabije.
Popatrzyłem na mężczyznę zdziwiony.
- A...ale ja mam dziewczynę.
- No to teraz masz nową. Skarbie !
Do sali weszła okropnie brzydka i gruba dziewczyna w sumie była w tym trochę podobna do Shane. ~trzymajcie mnie bo kurwa jebne~
- To jest moja córka Amanda. Amando to jest ten chłopak który ci się podoba prawda ?
- Tak tatusiu dziękuje.- powiedziała przesłodzonym głosem od którego zachciało mi się rzygać.
Jacyś ludzie wreszcie mnie odwiązali a po tem wszyscy wyszli a ja zostałem sam z tym czymś.
Dziewczyna usiadła mi na kolanach przez co rana na nodze cholernie zabolała jednak z całych sił starałem tego po sobie nie pokazać co chyba szło mi kiepsko. Jednak liczą się chęci tak ?
Najgorsze było to że nawet jak bym miał jak uciec (nie miałem) to ledwo chodziłem nie mówiąc już o bieganiu
4 tygodnie później
Teraz byłem już pewny że mają mnie gdzieś i nawet nie starają się mnie szukać. Miałem to już szczerze gdzieś. Miałem gdzieś czy zaraz znowu przyjdzie ten facet i mnie pobije. Miałem gdzieś czy zaraz nie umrę po prostu wszystko co ze mną związane miałem gdzieś.
Do pomieszczenia wszedł ten sam facet co codziennie od kąt powiedziałem jego córce że nie ma opcji że z nią będę. Podszedł do mnie i kopnął mnie w rękę. Coś nie przyjemnie mi w niej chrupneło a po tem był tylko cholerny ból. Jednak pozostałem nie wzruszony. Nie mogłem pokazać bólu. Chwilę jeszcze mnie bił a później wyszedł. Ci którzy mnie porwali byli debilami bo po pierwsze typ nie zamknął drzwi na korytarzu nie było żadnych ochroniarzy i nie zabrali mi telefonu.
Wyszedłem po cichu z budynku i pobiegłem na pobocze jakiejś ruchliwej ulicy.
Wachałem się czy nie zadzwonić do braci ale skoro mieli mnie gdzieś to na pewno mi nie pomogą. Ostatecznie wybrałem numer do mojego przyjaciela.
- Siema.
- Siema możesz po mnie przyjechać ?
- No spoko a gdzie jesteś ?
~dobre kurwa pytanie~
- Wysłałem ci pineskę.
- Kurwa gdzieś ty jest ? Dobra czekaj tam już jadę.
Usiadłem na ziemi i zacząłem usztywniać sobie rękę rzeczami które wziąłem z pomieszczenia w którym byłem. Na szybko zawinąłem ją w bandaż. Skończyłem akurat w tedy kiedy auto Noah zatrzymało się obok.
Obolały wstałem i podszedłem do auta.
- W porządku ?- zapytał kiedy wsiadłem.
Pokiwałem głową i przymknąłem oczy. Noah podał mi wodę którą wypiłem prawie na raz.
- Wow stary powoli. Gdzieś ty był tyle czasu?
- Jakiś debil mnie porwał bo jego córeczka się we mnie podkochiwała.
- Żartujesz ?!- zapytał ledwo hamując śmiech.
- Nie nie żartuje.
Otworzyłem oczy i spojrzałem przez szybę. Momentalnie mój oddech przyśpieszył a serce na chwilę się zatrzymało. Ze strony z której przyszedłem biegli w naszą stronę ludzie którzy mnie porwali.
- Noah jedź.
- Czekaj zadzwonię tylko do......
- Jedź !
Chłopak spojrzał na mnie i chyba zobaczył o co mi chodziło bo od razu ruszył. Nie wiedziałem gdzie jedzie ale ufałem mu więc siedziałem cicho podczas kiedy on pierdolił coś o ostatniej imprezie i tym co się odwaliło.
- Jesteśmy- powiedział po 15 minutach.
Otworzyłem nie chętnie oczy. Byliśmy pod szpitalem. Spojrzałem morderczym wzrokiem na przyjaciela który nic sobie z tego nie robił.
- Chodź i nie patrz tak na mnie to dla twojego dobra.
Przewróciłem oczami ale wysiadłem i razem z Noah wszedłem do szpitala.
Po badaniach okazało się że mam złamany nadgarstek więc więc założyli mi coś takiego usztywniającego.
Siedzieliśmy w domu Noah i oglądaliśmy film kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopak poszedł otworzyć a kiedy wrócił z moim rodzeństwem nie byłem jakoś specjalnie zadowolony. Możliwe że teraz sporo osób powie mi że przecież to moje rodzeństwo coś co można stracić w sekundę jednak czy prawdziwe rodzeństwo tak po prostu cię zostawia ? Podobno rodzina powinna trzymać się razem.
- Tony !- zawołali Dylan i Shane podbiegając do mnie z zamiarem zamknięcia mnie w uścisku.
Odsunąłem się od nich nie dając się dotknąć. Mini mojego rodzeństwa zrzedły a uśmiech zastąpiło zdziwienie.
Nie umiałem na nich patrzeć wybiegłem z domu. Za mną ruszył Will.
- Tony ? Co się dzieje ?
- Macie mnie gdzieś to się dzieje.
- O czym ty mówisz ?
- Nie szukaliście mnie nawet ! Wiesz ile ja tam do cholery się nacierpiałem ? Codzienna przemoc fizyczna i psychiczna, zmuszanie do siedzenia z jakąś laską, przymus do seksu ! A wy mieliście na mnie wywalone.
- Boże Tony nie mieliśmy szukaliśmy cię cały czas ale cholernie mocno padało przez co zwiewało nam drony. Kamery nie pomogły bo nic nie było na nich widać. I deszcz zmył jakie kolwiek ślady.- powiedział i zamknął mnie w uścisku.
Tym razem się nie wyrywałem ani nie odsunąłem.