Usiadłem na krawędzi i patrzyłem na piękny zachód słońca. To miejsce odkryłem przypadkiem. Kiedyś jak pokłóciłem się z Shane pojechałem sam nie wiem gdzie i jakoś trafiłem tu na zachód słońca. Od tamtej pory zawsze kiedy coś się stało i potrzebuje pobyć samemu przyjeżdżam tu.
Pogrążyłem się w myślach do tego stopnia że nie wiem kiedy zrobiła się 23. Mój telefon za wibrował a na wyświetlaczu pojawiło się połączenie od Shane. Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.
- Czego ?-zapytałem.
- Gdzie jesteś ?
- Gdzieś a co ?
- Vincent każe ci wracać.
- Mhm.
Wstałem a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Upadłem a ostatnie co słyszałem to wołanie Shane.
Pov Shane.
-Mhm.
- To za ile będziesz ?
Nie odpowiedział a jedyne co usłyszałem to jak telefon ląduje na ziemi.
- Tony ?
Nie odpowiedział.
- Ej odezwij się !
Dalej nic.
- Tony weź to nie jest śmieszne ! Chociaż czekaj ty nie umiesz żartować.
Dalej nic.
Rozłączyłem się i pobiegłem do Vincenta. Wpadłem do jego sypialny.
- Vincent !
Brat popatrzył na mnie zdezorientowany.
- Vincent bo...bo rozmawiałem z Tonym i nagle przestał się odzywać i upuścił telefon i sprawdź jego lokalizację bo boje się że coś się stało. - powiedziałem na jednym oddechu.
- Shane spokojnie. Już sprawdzam.
Wziął swój telefon i zaczął coś na nim klikać.
- Jest nad kanionem 20 minut od domu.
Pobiegłem do garażu i wsiadłem do swojego niebieskiego lambo. Jechałem cały spięty bałem się co tam zobaczę. Czy wogóle zobaczę tam mojego bliźniaka.
Kiedy dojechałem na miejsce wysiadłem z auta i podbiegłem do nie przytomnego Tonego. Jego oddech był płytki a na boku czoła miał konkretną krwawiącą ranę.
Wybrałem numer Vincenta.
- Tak Shane ?
- Tony.... On leży tu nie przytomny i.....i ma ranę na głowie i......i nie wiem co zrobić.
- Wezwałem karetkę powinna być za 5 minut. Ja z chłopakami będziemy za 15 minut.
- O...okej.
- I Shane. Spokój jeśli sam zemdlejesz czy dostaniesz ataku paniki nie pomożesz Tonemu.
- Ja....ja po prostu się o niego boje. A co jak to coś poważniejszego i na przykład ta rana jest głęboka i.... i on nie przeżyje ?- Ostatnie słowa z trudem opuściły moje usta w przeciwności do łez które zaczeły spływać ciurkiem po moich policzkach.
- Jest monet da radę. My zawsze dajemy.
Po chwili przyjechała karetka i zabrała Tonego. Ja pojechałem razem z nim zapominając już nawet że zostawiłem tam auto za 6,5 miliona złoty. Najważniejsze było teraz zdrowie Tonego.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala lekarze wzięli mojego bliźniaka na badania a ja czekałem na korytarzu. Niby była to tylko godzina ale dla mnie była to wieczność.
Vincent, Will i Dylan przyjechali chwilę po nas.
W końcu przyszedł lekarz.
- I co z nim ?
- Rana jest poważna ma 15% szans na przeżycie. Przykro mi.
Patrzyłem na lekarza nie umiejąc wydobyć z siebie żadnego słowa.
Wybiegłem ze szpitala i pobiegłem w stronę lasu. Biegłem tak chyba z 20 minut aż w końcu zatrzymałem się gdzieś po środku lasu. Wyjąłem telefon który cały czas wibrował. Dzwonił Will. Odrzuciłem połączenie a moje serce na chwilę staneło a oczy ponownie napełniły się łzami. Wyświetliła mi się tapeta na której ja z Tonym robiliśmy serce. Musiałem go namawiać na to zdjęcie godzinę. Lekko się uśmiechnąłem i wyjąłem broń którą każdy z nas zawsze przy sobie nosił w razie czego.
- Zaraz będę z tobą bracie. Nie zostawię cię samego.
Strzeliłem sobie w brzuch dwa razy i w tedy usłyszałem Willa który biegł w moją stronę i mnie wołał. ~kurwa nie !~
Upadłem a moje oczy zaczeły się zamykać.
- Shane coś ty na lorda zrobił ?!
- Ja nie chce żyć bez Tonego. Nie dam sobie bez niego rady.
Will wziął mnie na ręce i zaczął bieg w stronę szpitala. Tu urwał mi się film.
//Hejka dziękuje bardzo za pomysł Misia bardzo mi się przydał. 🩷//