Ta

136 11 4
                                    

Pov Tony. 

Patrzyłem na bliźniaka czekając aż coś powie. Niby wiedziałem że nie zrobił tego specjalnie (chyba) ale jednak. 

Shane jednak chyba nie miał zamiaru nic powiedzieć za miast tego patrzył wszędzie tylko nie na mnie. Zawsze tak robił kiedy wiedział że ma przejebane. 

- Tony ! 

Wzdrygnąłem się na podniesiony głos Vincenta. Przeniosłem na niego zaskoczone spojrzenie. 

- Słuchaj co się do ciebie mówi !- zawołał. 

- Dobra dobra. 

- Masz jak najmniej się ruszać żeby rana się nie otworzyła jasne ? 

- Ta. 

- Pełnym zdaniem. 

- Tak jasne dziadku Vincencie.- powiedziałem poważnie. 

Vincent przewrócił oczami po czym razem z resztą rodzeństwa wyszli z sali mówiąc że wrócą jutro rano. Czyli czekała mnie samotna noc. Przymknąłem powieki i po chwili zasnąłem. 

Obudziłem się dość wcześnie bo koło siódmej trzydzieści co zdarzało się bardzo rzadko. Mojego rodzeństwa jeszcze nie było więc stwierdziłem że zapale jednak moje rodzeństwo stwierdziło że świetnym pomysłem będzie położenie papierosów i zapalniczki na parapecie. Niby miałem się jak najmniej ruszać ale to była sprawa życia i śmierci. Powoli wstałem i powolnymi i małymi krokami udałem się po moją zdobycz. Kiedy wreszcie tam doszedłem otworzyłem okno i usiadłem na parapecie po czym odpaliłem papierosa. Cały czas patrzyłem na parking aby w dobrym momencie wrócić jak gdyby nigdy nic do łóżka jednak oczywiście jak zawsze czegoś musiałem nie przemyśleć i na moje nie szczęście okazało się że Vincent wybudował nowy parking na tyłach szpitala i rzecz jasna nam o tym nie powiedział bo po co ? Drzwi do sali się otworzyły a w nich staneło moje całe rodzeństwo. Widząc mnie Will upuścił jakieś pudełko chwilę później również upuścił torbę Dylan. Vincent i Shane wpatrywało się we mnie tępo możliwe że dlatego że nie mieli co upuścić. 

- Tony nosz na Lorda !- krzyknął Vincent. Strasznie nerwowy się zrobił.  

- Co ?- zapytałem idiotycznie gasząc papierosa o ściane za co Vincent ukatrupił mnie wzrokiem. 

- Tak się kończy jak nie słuchasz co się do ciebie mówi ! 

Will i Vincent stanęli po moich obu stronach i ubezpieczali kiedy schodziłem z parapetu. O ile kiedy tu szedłem było  w porządku to teraz nie mogę powiedzieć tego samego. Kiedy tylko stanąłem na ziemię poczułem paraliżujący ból który zaczynał się od rany i rozchodził się po całym ciele. Cicho krzyknąłem z bólu i klęknąłem na ziemi. Słyszałem jak przez ścianę głosy moich braci. Jedni wydawali rozkazy skierowane do konkretnych osób a inni chyba mówili coś do mnie jednak po chwili zapadła po prostu ciemność. 

Bliźniaki MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz