~°1°~

169 9 3
                                    

Dwa wdechy.

– Powiedz mi co ty właściwie robisz.– moneta uderzyła o blat mojego biurka z brzdękiem.– Gapisz się na tego centa już dobre pięć minut.

– Zagapiłam się.– przełknąłam ślinę chowając czyste złoto do kieszeni. Ruszyłam w jego stronę chwytając za tace z jedzeniem, którą mi przyniósł.

– Powinnaś zjeść z nami przy stole.– odparł na co się spięłam. Ostatnim czego pragnę był wspólny posiłek przy wielkim stole w jadalni.

Położyłam talerz na białym biurku, nie patrząc więcej na brata. Westchnęłam ciężko widząc tatara, puree ziemniaczane i garść warzyw. Podziękowałam mu to, że mi to przyniósł mimo że nie planowałam zjeść ani kęsa. Wciąż jednak stał zapatrzony w moją stronę, widziałam jego odbicie w mokrej od deszczu szybie. Stał jeszcze przez parę sekund po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Wypuściłam ciężkie powietrze z płuc, opierając dłonie na drewnie. Wzięłam w garść surowe mięso i otwierając okno położyłam je na gzymsie by zjadły je koty. Koty, które dziwnym trafem nie istnieją, ale resztki jedzenia, które kładę tam znikają. Deszcz z każdą sekundą rozkręcał się bardziej uderzając w szybę i wpadając do pokoju. Nie wiem co mnie podkusiło, zwyczajnie wspięłam się na biurko by przełożyć nogę za framugę. Obie moje stopy zawisły w powietrzu otulone miękkimi skarpetami nie czuły zimnych kropli. Potem mój tułów przecisnął się i ciężarem usiadłam na gzymsie. Ze spodni drżącymi dłońmi wyjęłam centa ze śladem zębów odciśniętym po sprawdzeniu jego autentyczności. Zacisnęłam go w palcach tylko po to by zaraz rzucić nim przed siebie. Moneta obróciła się w miejscu parę razy przyspieszając i jeszcze bardziej aż niespodziewanie spadła w dół gdzieś w krzaki.

Nic nie może przejść dalej niż metr. Wyrzuciłam już z pokoju moje najcenniejsze rzeczy i nadal nie wiem co to oznacza. Podniosłam jedną nogę unosząc się do góry przytrzymując stabilność ręką. Zanim położyłam drugą stopę na gzymsie ramię chwyciło mnie za brzuch i wciągnęło do środka.

– Zwariowałaś?!– wydarł się rzucając moim wiotkim ciałem na materac.– Mogłaś się zabić?! Co ci strzeliło do głowy?!

Krzyczał co było sygnałem dla grupy ochroniarzy, którzy zjawili się jak błyskawica. Stanęli w pokoju przyglądając się scenerii. Nikt nie umiera, można się rozejść pomyślałam, jednak Dante miał inne zdanie. W pierwszej kolejności wyprosił ich z mojej sypialni, a potem stanął naprzeciw mnie z miną godną mordercy. Zachowywał się jakby to nie był pierwszy raz kiedy przez przypadek targam się na swoje życie, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że to prawda.

– Co ty sobie myślisz gówniaro.– rozmasował skromnie, spuszczając wzrok.– Musisz myśleć o konsekwencjach.

– Nie planowałam spadać.

– Ale mogłaś. Dlaczego to robisz? Jeżeli potrzebujesz pomocy specjalisty wystarczy powiedzieć.

– Nie jestem wariatką. Dante, ja nie chcę być. Ja.. sama nie wiem czy ja zwariowałam.

– Powiedz mi o tym. Coś cię trapi? Ktoś ci groził?

Jak mam ci przekazać to co siedzi w mojej głowie kiedy ja sama nie jestem pewna niczego. Tak jakbym miała zwidy, dziwną wyimaginowaną rzeczywistość. Słyszę głosy, szepty, delikatne i kobiece chwilę przed tym jak wybudzam się ze snu cała spocona i zdyszana jakbym miała koszmar życia choć o niczym nie śnie. Widzę rzeczy, których nie dostrzegałam nigdy. Jak zdarta tapeta w przedpokoju lub brakujące egzemplarze serii Pieśń lodu i ognia w bibliotece na dole. Tak jakby to miało znaczenie, jakby ciągle coś z mojego życia znikało, umykało. Przekręciłam się na bok podkulając nogi do siebie.

Złota Elita || DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz