~°20°~

63 5 0
                                    


Ludzie zaczęli powoli wychodzić, a ja stałam pod ścianą jak na rozstrzelanie. Chciałam wiedzieć co się dzieje i czemu zostałam zatrzymana oraz to jak bardzo zepsułam nabór. Jednak chyba najbardziej z tego wszystkiego zastanawiałam się skąd Luke wiedział, że tak się stanie. Wraz z ostatnią osobą zostaliśmy we trójkę. Podeszłam niepewnie bliżej skubiąc skórki przy paznokciach i zagryzając policzek od środka robiąc sobie w nim aftę.

– Przepraszam.– było pierwszym co wydukałam pełna poczucia winy i przerażenia konsekwencjami.

– Nie masz za co, jednakowoż jest to ciężki temat do rozwiązania.– spojrzał na mnie, a to na Luke'a.

– Od początku mówiłem, że będą problemy i co miałem rację! – odparł mój rówieśnik chodząc w kółko.– Od dawna mi coś w tobie nie grało, a to co tu się stało to był kurwa szczyt mojej cierpliwości.

Zabluźnił na co nauczyciel od razu go pouczył. Tak naprawdę wszystko było kłamstwem bo Luke wcale mnie nie lubił. Dlatego mi nie ufał. Głupia myślałam, że wstydzi się mnie albo ciężko mu zawierać nowe znajomości. Podejrzewał mnie o takie rzeczy, o których nawet ja nie miałam pojęcia. Pluł mi tymi słowami w twarz, a ja przyjmowałam je z pokorą ale bólem serca, który powstrzymywał mnie od płaczu.

–  Uspokój się bo cię stąd wyproszę.– zagroził mu nauczyciel by później skierować uwagę na mnie.– Żywica tak reaguje jak ktoś został wybrankiem innego Domu. Chcesz nam to wyjaśnić?

Przyłknęłam ciężko ślinę, dobrze widziałam jak to się stało. Choć nie do końca bo ten cholerny głaz sam pękł w moich rękach. To był zwykły trening z Oread. Jedna łza poleciała mi po policzku szybko ją wytarłam by nie wyglądać jak pokrzywdzona.

– Nie wiem jak, nie zrobiłam tego specjalnie! Przysięgam. On sam rozbił się w moich dłoniach nic mu nie robiłam. Nie upadł mi ani razu.

Spojrzeli się na siebie, a potem znowu na mnie. Napięłam mięśnie i uniosłam spojrzenie by choć trochę przekonać siebie, że uda mi się z tego wybrnąć.

– Cóż, zostałaś darczyńcą Oread.– westchnął ciężko załamany.– Nie mam pojęcia jak wytłumaczę to Yakinsowi, jednak będę musiał. To jest bezczeszczenie i brak szacunku do ich Domu. Jesteś tego świadoma?– pokiwałam głową.– Pozwolimy wziąć ci udział w ceremonii, a potem zobaczymy co z tobą będzie.

To koniec. Dotknęłam dna.

– Wróć do pokoju i przygotuj się do lekcji.– rozkazał oczekując, że ruszę się teraz z miejsca po tym jak zostałam zmiażdżona najgorszymi oskarżeniami.

Luke tylko mruknął i poszedł pierwszy. Trener przepchnął mnie ramieniem i na trzęsących się nogach kierowałam się do wyjścia. Będąc coraz bliżej słyszałam radosne odgłosy reszty Dryad cieszących się bo jedna z ich ulubionych osób dostała takie wyróżnienie. Coś czuję, że wieczorem poleje się szampan. Przeszłam przez tajne drzwi i nie patrząc nawet w tamtą stronę ruszyłam od razu do wyjścia wbiegając po schodach na górę. I właśnie wtedy kaskada łez wyleciała bezdźwięcznie z moich oczu, a ja przyspieszyłam tempo by zniknąć. Przemknęłam po piwnicy by dostać się już na parter, a z niego pobiec. No właśnie gdzie? Jestem zdrajcą dla wszystkich znajomych z Dryad, nie wrócę do pokoju, nie pobiegnę do biblioteki bo tam będę przeszkadzać swoim nędznym płaczem. Bez zgody nie przejdę przez mur. I wtedy poczułam naprawdę, że to był błąd i chciałabym wrócić do domu. Nie ważne jak bardzo mnie zdradzili. Ta szkoła nie jest dla mnie i nigdy nie była, ani nie będzie. Każdy z nich wydawał się fałszywy, ale to ja okazałam się największym oszustem. Oddech zaczynał mi przyspieszać kręcąc się w płucach. I znów poczułam się malutka, taka którą łatwo zgnieść, zdeptać, zniszczyć. Niewiele myśląc wbiegłam do jednej z sal na parterze. Odbywały się tutaj zajęcia z literatury patrząc po wystawcę na ścianie. Ja miałam je w innej sali. Zatrzasnęłam drzwi za sobą opierając o nie głowę. Starałam się wyrównać oddech i powstrzymać płacz bo nie mogłam dłużej na siebie patrzeć. Byłam słaba, nie taka jaką chcieli rodzice. Nie mam prawa do emocji negatywnych, nie mogę się smucić i obrażać, ani to by przestać walczyć. Rozejrzałam się po pustej sali, podeszłam do stojącego na środku masywnego biurka i jak najgorsza, którą i tak już byłam zaczęłam grzebać po szafkach. W jednej z nich dojrzałam paczkę Marlboro, patrząc na zagniecenia, pewnie była skonfiskowana. Nikt nie zauważy jak wezmę jednego. Wyjęłam go z opakowania odkładając wszystko na miejsce. Bawiąc się papierosem podeszłam do okna, na którym delikatnym płomieniem paliła się świecą. Zapaliłam od niej papier i od razu przyłożyłam go do ust by zaciągnąć się błogim poznaniem. Zjechałam po ścianie plecami, aż dotknęłam zimnej, drewnianej podłogi. Kolana podkuliłam do siebie i nie zostało mi nic, zupełnie nic oprócz czekania na ceremonię i spakowania swoich rzeczy. Nie miałam pojęcia co mam zrobić to była dla mnie tak nie zrozumiała sytuacja. Ja ich nie oszukałam. Ja nic nie zrobiłam, a jednocześnie jestem tą złą. Nawet nie wiem jak z tego wybrnąć bo nie mam pojęcia dlaczego i czemu tak się stało. Nie prosiłam się o to. Zaciągnęłam się mocniej dymem, który przyjemnie drażnił moje gardło. Wiedziałam, że na obecną chwilę muszę liczyć sama na siebie. Nie miałam dużego wyboru mogłam uciec i wrócić do domu lub walczyć o to żeby mi uwierzyli i pozwolili dalej się uczyć albo się poddać bo jestem zwykłym człowiekiem, który zgrzeszył nie grzesząc. Posądzonym o coś bez winy. Zostałam sama. Rozejrzałam się po pustej sali jeszcze raz był upewnić się, że tak jak w mojej głowie tu też jest pustka.

Złota Elita || DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz