~°10°~

66 6 0
                                    

Od samego rana gdy tylko Luke McKenzie przekazał, że Meliad zgodził się i ustąpił chmara dziewczyn rzuciła się na niego w podziękowaniach i jak zwycięzca opływał w uściskach kobiecych ciał. Reszta przygotowywała imprezę. Napoje, przekąski i ozdoby to była już tylko końcówka. Najważniejsze, że przeskoczyliśmy najtrudniejszą część czyli zgoda. Jako jedyna Lindsay wiedziała, że była to też moja skromna zasługa i również ja dostałam podziękowania wraz z buziakiem jak prawdziwa wybawczyni dam w opałach. Byłam w trakcie znoszenia misek z zaplecza stołówki pchana ma wózku platformowym przez Chrisa, a zaraz obok identycznym, na którym siedziała Gia, Esmee zaczęła biec wyprzedając nas na prostej drodze do Domu. Nie mogłam się spodziewać niczego innego niż tylko tego, że Chris pójdzie w jej ślady i wraz z szarpnięciem ruszył z miejsca goniąc za dziewczyną. Trzymałam się stelażu by nie wypaść choć było na to co najmniej sto szans. Gia miała łatwiej trzymała tylko papierowe kubeczki, a nie porcelanę! Schodząc z wózka chwyciłam za talerz z chęcią roztrzaskania go na głowie Christophera, wołający moje imię głos zaprzepaścił tą szansę. Lindsay siedząca na ramionach Sainta wieszała srebrne serpentyny na ścianie, kazała mi podać kolejne opakowanie.

– Trzeba się zająć składkami.– wspomniał mi Saint odwróciwszy się w moją stronę. Lissy pociągnęła go za włosy by stanął prosto przy ścianie więc ja stanęłam bliżej niego by kontynuować rozmowę.– Chłopaki chcą iść po południu na zakupy. Przydałoby się zebrać po dwadzieścia dolców od każdego przy wejściu.

– Mogę się tym zająć, bez problemu.– powiedziałam zadowolona byle tylko znaleźć sobie zajęcie na wieczór i nie wchodzić w wir zabawy.

– Dobra, dzięki stara.

Ruszyłam dalej do pomocy. Przenosiłam stoliki kawowe gdy chłopcy stawiali na bok kanapy robiąc niewielkie przestrzenie do odpoczynku czy rozmowy. Wytrzasneli skądś piłkarzyki, które dumnie zajęły miejsce zaraz obok stołu przygotowanego na to coś o czym mówiła Gia. Piwo ping pong, piwny tenis, piwo rzut? Jakoś tak, mam pamięć złotej rybki to tego typu spraw. Przeciągnęłam się do przodu by odciążyć kręgosłup, noszenie mebli jest straszliwie męczące gdy nie są z Ikei. Tamte są lekkie, a tu wszystko było z porządnego drewna.

Zaraz po południu gdy pokój wspólny był już w pełni gotowy wjechały przekąski. Kilka osób z trzeciej klasy, na czele z Carterem, a kim innym niż pupilkiem każdego nauczyciela dostała zgodę na wyjście poza teren. Podeszłam do jednej z wielkich toreb razem z Lily by pomóc w wypakowywaniu rzeczy. Szok jaki ogarnął moje ciało gdy otworzyłam torbę i zajrzałam do środka sprawił, że momentalnie ją zamknęłam i stanęłam o krok w tył.

– Nie powinniśmy tego mieć.– powiedziałam wskazując palcem w jej stronę. Przełknęłam ślinę mając z tyłu głowy, że jeżeli ktoś za to odpowie to mogę być to ja zaraz za Lukiem i Lindsay.

– Wyluzuj to tylko trochę na rozluźnienie.– odparła i machnęłam ręką wyciągając butelkę z alkoholem.

Gdyby ktokolwiek z mojej rodziny dowiedział się, że choćby popatrzyłam na alkohol miałabym rozmowę stulecia. Szlaban na każdą czynność życiową i w najgorszym przypadku wydłubane oczy za nierespektowanie zasad. Wyjątkiem było tylko kiedy ktoś z ich inwestorów zaproponował mi lampkę wina, nie mogłam odmówić. Nie miałam prawa.

– Nie, trzeba to oddać lub wyrzucić.– ciągnęłam dalej zdesperowana.

– Problem?– odezwał się Saint podchodząc jakby nigdy nic zajrzał do torby, a kącik jego ust podniósł się do góry.– Stara na specjalne życzenia był czas jak nie ma tego co chciałaś musisz to zaakceptować.– odparł wyciągając dwa piwa. Jedno z nich wyciągnął w moją stronę.

– Zabierz to. Najlepiej do śmieci.– postawiłam na swoim na co chłopak przewrócił oczami i butelkę podał Lily.– Saint to nieetyczne.

– Może i tak, ale czasem trzeba odpuścić Hesperia. Odpuść.– poklepał mnie po ramieniu i odszedł pozostawiając w osłupieniu.

Złota Elita || DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz