~°48°~

50 4 0
                                    

Ja wiem, że powoli możecie mieć już dość, jednak muszę was ostrzec, że czeka was jeszcze dużo rozdziałów tak żeby nie straszyć... Naprawdę starałam się to powoli kończyć ale mój mózg nie chce tego przyjąć do wiadomości. Przemogę się i zacznę stopniowo kończyć akcję, a nie dodawać nowe wątki i może się uda zmieścić powiedzmy w normalnej liczbie rozdziałów. Dziękuję za cierpliwość i mam nadzieję, że jeszcze wam się to jeszcze nie znudziło 🩷🔮

****

Spór przerwała Fairlay, która dziwnym trafem zawsze pojawiała się wtedy kiedy byłam w trakcie kłótni z kimkolwiek. Podejrzewałam, że ma matczyny instynkt, który alarmuje ją o tym, że w najbliższym czasie ktoś się pobije. Niewiele brakowało by tak się stało. Ręce mnie świerzbiły by szarpnąć i pociągnąć za włosy Jodie, przerzucić ją na drugi koniec korytarza i rozszarpać na strzępy. Jak za starych lat. Weszłyśmy do sali, była taka sama jak inne z dodatkiem korkowej tablicy postawionej na przysuniętym do ściany biurku. Usiedłyśmy z dala od siebie. Ja z Violą w jednej podwójnej ławce, a Jodie z Alorą w drugiej. Trey kiwnął do nas głową, robił tak za każdym razem kiedy chciał przekazać nam swoją obecność. Nie wiedziałam na czym miało to polegać ale działało. Stresowałam się mniej kiedy przyjaźnie kiwał nawet bez uśmiechu. Tym razem jednak byłam pod skrzydłami Yakinsa. Wyglądał jak po dłuższej drzemce. Długie włosy w nieładzie, koszula pognieciona i podwinięta nogawka od spodni. Człowiek dziczy. Calloway stała przy tablicy z ręką na brodzie wpatrując się w rozpiski i co jakiś czas przekładając kartki według własnego uznania.

– Witajcie moje drogie.– głos dyrektorki rozbrzmiał wraz z dźwiękiem jej obcasów na kafelkach. – Nawet nie wiecie jak się cieszę. Nie mieliśmy zespołu w pełni damskiego od ‘94.

– To może nas zgubić.– prychnął Yakins rozkładając się na krześle z przodu sali.

Viola spojrzała na mnie znacząco co od razu wyłapałam i odwzajemniłam o mało nie wybuchając śmiechem.

– Chciałam powiedzieć wpierw, że wszystko na spokojnie. Winne nie są takie złe. Ah no i witam cię Aloro w naszym gronie. Wiadomo już kto zajmie twoje miejsce w oprowadzaniu?

– Mam chętną osobę jednak myślałam nad tym czy nie byłoby lepiej gdyby McKenzie znalazł sobie kogoś sam.

– Jasne. W pełni się zgadzam.– odparła. Pierwszym co zauważyłam było podejście dyrektorki do Alory, inaczej mówiąc uczennicy Meliad. Bardziej żywa, zainteresowana i uśmiechnięta kiedy wymieniała z nią parę zdań.– Dzisiaj takie sprawy organizacyjne, a na kolejnych spotkaniach skupimy się na ćwiczeniach.

Odchrząknęła patrząc na ściągi w postaci kartki na biurku, o które się oparła.

– Wasze stroje będą bardziej złożone niż galowe. Będą to długie suknie, proste wąskie, dobre do tańca. Wyobraźcie sobie to bo najważniejsze jest abyśmy dobrali dobry rozmiar. W czasie tańca nie może wam się nic podwinąć. Pani Fairlay was zmierzy. Bez własnej biżuterii żebyśmy się zrozumiały.

Moneta odpada. Z drugiej strony i tak by mi się nie przydała no mogłaby zaburzyć Winne.

– Co do tańca. Tu nie potrzebujecie partnera, ani znać kroków. Podłoga jest zaprojektowana tak żeby was poprowadzić. Co nie znaczy, że nie przećwiczymy tego. Zwyczajnie nie będziemy marnować czasu na ciągłe ćwiczenia. Tak Aloro?

– Co z tańcem po głównym. Goście sami do nas podchodzą czy my mamy podejść do nich?

– Pierwszy taniec jest solowy w trakcie dołączą do was goście. Wiedzą kiedy i do kogo. Robili to już wiele razy. O to nie musicie się martwić.– szybko zerknęła na kartkę.– Pierwszy symboliczny łyk wina będzie po tańcu. Podziekujecie partnerom w tańcu i podejdziecie do wyznaczonego miejsca. Pójdziemy na salę balową to wam pokażę. Rozpoczęcie kończy się wraz z podaniem pustych kieliszków swojemu powiernikowi.

Złota Elita || DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz