Arrigo
Przybyłem do rezydencji moich rodziców w niedzielę z samego rana. Mimo, że mój wieczór kawalerski odbył się z piątku na sobotę, ja nadal czułem się skacowany. Moje plany względem piątkowego wieczoru były z goła inne, ale wyszło jak zawsze. Każdy z obecnych mężczyzn na imprezie chciała wypić ze mną kolejkę, a było chyba z trzydzieści osób. Alkohol lał się litrami, nie pamiętam, jak dotarłem do domu. Wszyscy byli zalani w trupa bez najmniejszych wyjątków nawet mój ojczym. Włoskie imprezy są złe, gorszę są tylko Polaków. Tak mawiał mój szwagier Giorgio. Nim przywitałem się z całą rodziną, poszedłem najpierw do kuchni, strasznie chciało mi się pić mimo, że podczas jazdy samochodem wypiłem półtora litrową butelkę wody gazowanej. W kuchni zastałem mojego ojczyma, Leonardo siedział na stołku barowym przy wyspie kuchennej, głowę opartą miał na prawej dłoni. Na blacie wyspy leżały przed nim dwie białe tabletki oraz stała szklanka wody.
- Bania wciąż cię trzyma? – Zapytałem pomijając powitanie. Leo wyprostował się, położył dłoń na blacie i spojrzał na mnie. Ja w tym czasie sięgnąłem po szklankę do szafki wiszącej. Zabrałem karafkę stojącą na blacie wyspy i nalałem sobie wody.- Nie wiem skąd miałeś ten alkohol, ale to był chyba trefny towar, cały wczorajszy dzień rzygałem jak kot, chyba się strułem – Powiedział z widocznym obrzydzeniem, po czym łyknął tabletki i popił obficie wodą, aż strużka wody potoczyła się po jego brodzie, szybko starł wodę ze swojej brody rękawem koszuli.
- Ten alkohol załatwił Flavio, jego wuj pędzi ten bimber tylko na specjalne okazje, chyba miał z siedemdziesiąt procent - Odparłem upijając łyk ze swojej szklanki. Ojczym wybałuszył oczy, pokręcił głową.
- Chciałeś na schlać czy zabić, przyznaj się? – Zapytał z kpiną.
- Nikt nie kazał ci tyle pić, masz swój rozum – Odparłem z przekąsem.
- Właśnie synu, to jest ta rzecz gdy znajdujesz się w gronie samych samców i jest tyle alkoholu do wypicia, rozum przestaje istnieć – Tak coś w tym jest i właśnie dlatego wszyscy teraz cierpimy.
- Zresztą takie kawalerskie nie zdarzają się zbyt często, na następny raz będę musiał poczekać kolejne z dwadzieścia lat. – Wuj wyprostował się na krześle spojrzał na mnie z pewnym uśmiechem. A z jego oczu biła duma, ale za tym spojrzeniem kryło się coś jeszcze. Dobrze wiedziałem co.
- No powiedz to – Rzuciłem, drań jeden, niech będzie miał tą satysfakcję.
- W końcu pan nieuchwytny będzie zaobrączkowany – Mówi, wyciąga swoją prawą dłoń i obraca obrączką na serdecznym palcu, dla podkreślenia swoich słów, a potem zaczyna się śmiać. Czy tylko mnie to nie śmieszy? Jestem zdegustowany jego zachowaniem, ale puszczam tą uwagę mimo uszu. Gdy Leonardo przestaje się śmiać, obraca się do mnie głową i pyta już poważniej.
- Zdenerwowany?
- Tak z deczko - Odpowiadam zgodnie z prawdą, bardziej jestem podekscytowany i podniecony, żeby nie powiedzieć, że nakręcony.
- Dziś wzięło mnie na wspomnienia, pamiętam, jak w tym domu odbył się mój ślub i twojej matki.
- Nie wiedziałem, że tak się rozczulisz – Rzuciłem z drwiną, co on w ogóle zignorował.
- Tak walczenie kobiety nie poznałem w całym swoim życiu. Tak upartej i bezczelnej. Jesteś dokładnie taki sam jak ona.
- Kto ja!? – Niemal zakrztusiłem się swoją wodą. Szybko otarłem dłonią usta. On to czasami, jak coś powie to klękajcie narody.
- Jesteś tak zadufany w sobie, dlatego trudno ci to dostrzec, ale tak jest. I pomimo tylu lat ona wciąż potrafi mi zalesić za skórę. Wkurzyć, jak mało kto! Nie mówiłem ci, ale ona wiedziała o Antonio. Jak mogła mi nie powiedzieć, że on żył!? – Powiedział wzburzony.
- Można było się tego po niej spodziewać – Odpowiedziałem, bo znałem własną matkę.
- Kochała go był jej mężem, co nie znaczy, że chcę ją bronić. W końcu sam go zabiłem.
- A jak jest z tobą i twoją przyszłą żoną? – Nie spodziewałem się tego pytania.
- Dobrze wiesz – Odparłem dolewając sobie wody.
- No właśnie nie do końca, czy czujesz coś do tej dziewczyny? – To pytanie zawisło w powietrzu. Wciąż odbijało się echem w moim umyśle. Jakby nie zastanawiałem się na tym nigdy, bo takie rzeczy chyba przychodzą same. Zresztą dlaczego Leonardo chciał poznać moje uczucia? Czyżby chciał dla mnie małżeństwa z miłości, a nie z poczucia obowiązku? Ja jestem zbyt dumny by go zapytać o to wprost, a on zbyt zobowiązany swoim niechlubnym tytułem by pytać o takie rzeczy prosto z mostu.
- Lubię ją, jest jedyną osoba, która potrafi mnie rozśmieszyć. Jedyną kobieta, która nie odrzuca mnie swym zachowaniem. Podoba mi się wizualnie jaki i z charakteru - Odparłem zgodnie z prawdą.
- Dostałem już swoją odpowiedź – Rzucił, wstając z miejsca. Poklepał mnie po ramieniu z dziwnie zadowoloną miną.
- Muszę przestać się ukrywać przed twoja matką i stawić jej w końcu czoła. Ona jest tak bardzo zaangażowana w twój ślub. Jakby to co najmniej był jej– Rzucił i opuścił kuchnie.

CZYTASZ
Mafia: Naznaczony Tom 3
RomanceJestem, jak feniks. Wpierw musiałem spłonąć, by móc odrodzić się na nowo. Mimo wszystko to i tak nie zmyło ze mnie całkowicie grzechów mojego ojca. Jego zdrada naznaczyła mnie już na zawsze.... Arrigo po latach prób, wypracowuje sobie szacunek i odd...