Strzała Haniuli pędziła po głównej drodze prawie 100km na godzinę. Spieszyłem się do tego szpitala jak nigdy wcześniej dokądkolwiek. Serce waliło mi niczym młot.
Wkońcu, po tym walonym tygodniu strachu i niepewności, spotkam swoją przyjaciółkę całą i zdrową.
No dobra, może nie całkiem zdrową, ponieważ temperatura jej ciała pewnie jeszcze nie jest taka, jaka powinna być. Ale ważne, że żyje i jest przytomna.
Przez całą drogę mój telefon wibrował. Boże, kogo wzięło na pisanie w tym momencie? Stwierdziłem, że sprawdzę na parkingu, bo przecież wytrzymam te kilka minut przed budynkiem szpitalnym.
Prawda?
Minęło niecałe piętnaście minut, kiedy dotarłem na miejsce. Jak postanowiłem, tak też zrobiłem, czyli wziąłem telefon, w którym miałem pełno powiadomień z messengera. Większość była głównie kierowana do mnie:
----
Urodziny Wiktorii
Haniula: Bartek, gdzie ty żeś wywiózł mój samochód? 😑
Przemo: To on gdzieś pojechał? Nawet nie zauważyłem, kiedy zniknął
Wikunia: Bo byłeś zbyt zajęty widzami
Qry: To fakt
Przemo: A no chyba że tak xD
Nati Mama: Halo, ziemia do Bartusia, odezwij się 🫤
Oluś: Coś się stało?
Haniula: Bartula zabrał mi samochód i go gdzieś wywiało
Maja: Może do szpitala pojechał? Przecież on strasznie się przywiązał do Faustyny, nie odstępuje jej nawet na sekundę
Bubiś: Oczywiście, że do szpitala, a gdzie indziej? 🤨
Szef: Lekarz do ciebie dzwonił, że tak popędziłeś na parking?
Bubiś: Tak, dlatego tam jadę
Mortal: Powiedz, że Fausti się wybudziła, błagam 😟
Bubiś: Mhm... :'>
Mortal: JEZU JAK DOBRZE
----
Wyszedłem z samochodu i pobiegłem prosto do szpitala. Nadal niedowierzałem w to, co się właśnie dzieje. Powstrzymywałem się jedynie, by tylko się nie rozpłakać. Nie miałem pojęcia, że dzięki tej informacji spadnie mi największy kamień z serca. Z resztą - nigdy wcześniej nie odczuwałem aż takiego szczęścia i ulgi jak w tym momencie.
Wparowałem na oddział jak poparzony. Pielęgniarki spojrzały na mnie zaskoczone, jednak nie zwróciły jakiejś szczególnej uwagi. W tym samym czasie ze swojego gabinetu wyszła pani doktor. Ta sama, która pozwoliła mi spać z Faustynką na sali poprzedniej nocy.
- Oo, widzę, że nie odpuści pan okazji spotkania z przyjaciółką? - zapytała niewzruszona moim przybyciem. Pokręciłem głową na potwierdzenie jej słów.
- Nie ma nawet takiej opcji - odparłem ledwo łapiąc oddech po biegu. - Można już wejść na salę?
Kobieta uśmiechnęła się ciepło. Jednak w jej oczach widziałem pewnego rodzaju współczucie.
- Narazie dziewczyna musi się oswoić z otoczeniem - powiedziała po chwili - Proszę cierpliwie poczekać, ja pana zawołam do pacjentki.
Przytaknąłem siadając na najbliższej ławce. Nogi ze stresu trzęsły mi się niesamowicie. Co chwilę patrzyłem na zegarek - kiedy się tu znalazłem, była godzina 19:23. Strasznie ten czas mi się dłużył. Miałem wrażenie, jakby to trwało wieczność.
CZYTASZ
❄️ℍ𝕚𝕡𝕠𝕥𝕖𝕣𝕞𝕚𝕒 [Fartek]
FanfictionMiał to być tylko urodzinowy wyjazd - niespodzianka na tydzień, a pobyt wydłuża się 3-krotnie ze względu na powikłania podczas jednego z wypadów na stok narciarski. Czy ratownicy zdołają odnaleźć poszukiwaną Faustynę Fugińską pod wielkimi zaspami śn...