†Rozdział 18. ''Jesteś naszą przyjaciółką,, †

86 4 2
                                    

Cora

Siedziałam na łóżku, nadal patrząc na chłopaka, przed sobą. W mojej głowie nadal było mnóstwo myśli, jednak wiedziałam na pewno, że nie zjawię się tam w ciągu najbliższego tygodnia. Za chwilę miał być święta, a ja nie zamierzałam ich sobie zjebać.

- Kurwa, co znowu...? - Westchnął Luke, przenosząc wzrok na telefon, który właśnie zaczął dzwonić. Wziął go do ręki, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył do ucha.

- Czego, Xsander? 

- Cześć, mój ulubiony skurwysynu! - Wykrzyknął chłopak, który chwilę temu zadzwonił. Mówił na tyle głośno, że mogłam go doskonale usłyszeć. - Wiesz... Tak sobie pomyśleliśmy, że dawno nie byliśmy razem na jakiejś imprezie i może chciałbyś wpaść? Możesz przy okazji wziąć tę swoją Core, wydaje się całkiem niezłą dupą.

- Jeszcze raz ją tak nazwij, a przysięgam ci, kurwa, że w najlepszym przypadku ci przypierdolę - warknął zirytowany, Luke.

- Wyjmij w końcu tego kija, bo coś za głęboko ci wszedł do tej dupy. Albo może ty jesteś gejem i ciągle ci ktoś tego kija wpycha głębiej, swoim kutasem... - zastanawiał się na głos Xsander.

- Zamknij się, nie jestem gejem, w przeciwieństwie do ciebie. Odezwę się za chwilę, czy będziemy, czy nie - powiedziawszy to, rozłączył się, po czym westchnął.

- Xsander jest gejem? - Zapytałam, szczerze zaciekawiona. On jedynie skinął ze zrezygnowaniem głową.

- Idziemy tam, czy zbyt źle się czujesz?

- Możemy pójść.

- W takim razie pójdziemy, pod warunkiem, że gdy tylko poczujesz się gorzej od razu mi mówisz i wrócimy do domu.

-Nie chcę ci psuć wieczoru, najwyżej się przemę... - nie udało mi się skończyć, ponieważ on od razu wszedł mi w słowo.

- Zamknij się, bo nie będę tego gówna słuchał. Ubieraj się i idziemy.

Spróbowałam się podnieść, ale szybko musiałam usiąść, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Chłopak momentalnie zerwał się na równe nogi chcąc mi pomóc, w proteście jedynie pokręciłam głową, żeby nie pomagał mi. Chciałam, żeby już wszystko było w porządku. Jak zawsze po atakach paniki. Ten jednak był inny i nie podobało mi się to. Zazwyczaj, gdy je miałam, były one chwilowe i szybko ustępowały, a teraz było jakoś inaczej. Przechodziłam z ataku w atak, przez co moje ciało było zmęczone. Na moją niekorzyść działało również to, że nic nie jadłam ani nie piłam, przez co mój organizm był osłabiony. Nie chciałam już tego.

Szybko ponowiłam próbę wstania, tym razem wyszła pomyślnie, co bardzo mnie ucieszyło. Podeszłam do fotela widząc, że leżą na nim moje ciuchy, które były starannie poskładane. Wzięłam je do ręki, po czym podsunęłam pod nos chcąc sprawdzić, jak bardzo śmierdziały. Jednak gdy poczułam ładny zapach proszku do prania, spojrzałam zdezorientowana na chłopaka.

- Wyprane. Dałem je gosposi, bo nie wiedziałem, czy będziesz później chciała ukraść moje ubrania, czy przebrać się w swoje. Na wypadek, gdybyś wybrała drugą opcję, nie chciałem, żeby jakoś śmierdziały. Jeśli oczywiście nie podoba ci się zapach to mogę dać ci jakieś swoje normalne cichy - powiedział, drapiąc się po karku zakłopotany.

Powolnym krokiem podeszłam do niego, a na moją twarz wpływał coraz to większy uśmiech. Stanęłam przed nim i po prostu go przytuliłam, szepcząc do niego ciche "dziękuję". W tamtym monecie uważałam go za idealną osobę.

Po chwili się od niego oderwałam i zadarłam głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy. Sięgałam mu delikatnie ponad ramie, co niesamowicie mnie wkurwiało. Jego dwa metry vs moje metr sześćdziesiąt sześć. To było jakieś nieporozumienie.

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz