†Rozdział 6. Zgliszcza†

97 4 0
                                    

Cora

   Minoł już tydzień chodzenia na studia. I mogę powiedzieć całkowicie szczerze, że zakochałam się w uczelni. Tylko jedna rzecz mi się nie podobała. Było to, to, że stałam się popularna przez moje spoliczkowanie gwiazdki pierwszego dnia. Nienawidziłam być widoczna wśród ludzi, a teraz właśnie tak było. Widziałam te chamskie spojrzenia skierowane w moją stronę, te szepty i te głośniejsze rozmowy. To było irytujące i przytłaczające, ale to w końcu moja wina.

   Jutro miał odbyć się mój drugi wyścig. Niestety życie nie jest dla mnie łaskawe i znów muszę ścigać się z Lukiem. Przynajmniej wiem, że wygram.

   - EJJJJJJJJ - zawołał głośno Charlie. Mimo iż był ode mnie starszy czasami czułam się jakbym to ja była starsza. Nie śpiesznie podeszłam do brata.

   - Czego się drzesz, tępy idioto? - Zapytałam. On jedynie prychnął na moje słowa i udał obrażonego.

   - Mogę jutro z Jasamine oglądać twój wyścig?

   - Ech, możecie, ale raczej dużego widowiska nie będzie - powiedziałam. Och, jak ja się myliłam

***

   Byłam ubrana w czarny golf, spodnie kroju szwedzkiego, długi płaszcz oraz ciężkie, mocno zawiązane glany. Oczywiście wszystko było czarne. Włosy wyprostowałam i zostawiłam rozpuszczone. 

   Szłam właśnie do swojego auta wraz z Charlim i Jasmin. W duchu modliłam się, żeby na torze nie było mokrych liści. Bałam się, że przy tej prędkości mogę wpaść w poślizg i moje ukochane czarne auto nie przeżyje, a nie stać mnie na nowe. Ach, to życie biednego studenta.

   Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Mój brat wraz z moją przyjaciółką udali się na trybuny, a ja czekałam na dzwonek, który miał mnie informować o rozpoczęciu wyścigu. Luke stał przy swoim aucie niedaleko mnie i patrzył w telefon.

   O Boże, jaki on był piękny. Może piękny, ale dalej skurwysyn.

   Z letargu wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Szybko wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy na start. Chłopak posłał mi kpiący uśmiech tak samo jak ostatnim razem gdy przegrał na tym samym torze. Oj, kochanie nie wygrasz. Znowu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Dryń, dryń czas jechać. Szybko ruszyłam zostawiając Luka w tyle. Byłam ciekawa jego miny, gdy go wyprzedziłam. Byłam pewna, że jego uśmieszek zszedł z jego twarzy tak szybko jak się pojawił.

   Jechaliśmy tak przez kilkanaście kilometrów gdy nagle chłopak zaczął mnie wyprzedzać. Zignorowałam to i jechałam dalej. Nagle nie wiadomo skąd radio się włączyło, a w nim zaczęła lecieć cicho piosenka Falling Apart. Postanowiłam nie wyłączać, bo lubiłam tą piosenkę. Nie wiem czemu, ale nagle przyśpieszyłam bardzo mocno. Pędziłam z niewyobrażalną prędkością. Wyminęłam bardzo szybko Luka. To przyśpieszenie było niewiarygodnie głupie. Nie zauważyłam pierdolonego zakrętu. Cholera. Już wiedziałam, że nie wyhamuje. Tik, tak. Już za późno, Cora. W tedy już wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Że nie wyhamuje. Że zaraz będzie boleć. W tym momencie auto walnęło w barierkę i roztrzaskało się. Poduszka wybuchnąła uderzając mnie w twarz i ręce. Bolało. Tak cholernie bolało. Nie wiedziałam jakim cudem w radiu dalej leciała cicha melodia. A może to nie w radiu, tylko w mojej głowie? Słyszałam nagły pisk opon. Jakieś auto się zatrzymało? Słyszałam jakieś krzyki, ale nie potrafiłam ich zrozumieć. Ktoś próbował otworzyć drzwi. Ale po co? Przecież było za późno. Krzyki stały się głośniejsze. Nagle usłyszałam głośny huk. Po chwili ktoś mnie dotykał. Nie wiedziałam kto. Ktoś coś do mnie mówił. Jakieś silne ramiona mnie do siebie przytulały. Ostatkiem sił uniosłam powieki i ujrzałam go. Luke trzymał mnie w ramionach tak mocno jakbym była jakimś skarbem. Byłam na skraju odlecenia jednak dalej słyszałam melodię chociaż było to nie możliwe.

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz