Dwa dni później...
Cora
Leżałam na kanapie, czytając Hauting Adeline od H.D Carlton. To nie pierwszy raz, gdy czytałam tę lekturę. Dosyć często do niej powracałam, ma szczególne miejsce w moim sercu.
Poniekąd utożsamiam się z Addie, która była porwana. Na całe szczęście nie przeszłam tego, co ona, ale również nie czułam się dobrze w swoim domu rodzinnym, a życie uchodziło ze mnie podobnie co u niej. Też nie potrafiłam się uśmiechać, a nawet wymuszony uśmiech powodował u mnie odruch wymiotny. Nie miałam siły na uśmiechy i śmiechy, było to ponad moje starania.
Jedyne czego zazdroszczę Adeline wtedy, to tego, że udało jej się uciec o własnych siłach i że zemściła się na swoich oprawcach. Ja do tej pory nie mam sił, by wyplątać się z ostatnich więzów swojej przeszłości. I niestety nigdy nie będę w stanie się zemścić, jestem na to za słaba. Co innego zabić obcą osobę, a rodziców, których mimo nienawiści gdzieś tam w głębi serca się kocha.
Nie wiem czemu tak jest. Może z wdzięczności, że jeszcze mnie nie zabili, a może, dlatego, że mimo ich nienawiści do mnie nie wyrzucili mnie na bruk i dawali mi jedzenie?
Może to po prostu jest tak, że dziecko nigdy nie przestaje kochać rodziców, ale za to jego miłość do siebie maleje?
Tego nigdy się nie dowiem, ponieważ ja nie kochałam siebie nigdy. Już na starcie moja miłość i wiara w siebie została zburzona doszczętnie.
***
Byłam już na końcu pierwszej części historia Adeline i Zade'a, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Ogarnął mnie dziwny niepokój i zdziwienie, było już dawno po zachodzie, a ja nie spodziewałam się żadnych gości. A co jak to jakiś zabójca? Albo porywacz? A jebać, jak zabójca to mogę się jedynie pomodlić o szybką śmierć, a jak porywacz to może będzie seksowny.
- Cora... ogarnij się, za dużo książek się naczytałaś, idiotko - powiedziałam cicho do siebie, zanim ruszyłam na paluszkach, w kierunku drzwi wejściowych.
Dla bezpieczeństwa, zerknęłam najpierw przez wizjer, czy to ktoś kogo znam. I prawie zeszłam na zawał, gdy zobaczyłam tuż przed okiem, twarz Luka, który cieszył się jak idiota, patrząc prosto w otwór, przez który to ja zerkałam.
Pośpiesznie zaczęłam przekręcać zamek w drzwiach, żeby już po chwili stanąć twarzą w twarz, z powodem przez, który prawie kopnęłam w kalendarz.
- Czy ty jesteś normalny?! - krzyknęłam szeptem.
- Nie. I właśnie dlatego też, zabieram cię właśnie na lody.
Stanęłam jak wryta, nie rozumiejąc, o co chodzi. Lody? O tej porze?
- Co?
- Gówno. Zbieraj się, jedziemy na lody.
- Luke, ale mamy... - zerknęłam na telefon, który musiałam tu ze sobą najwidoczniej przytargać - dwudziestą trzecią! - Znów krzyknęłam szeptem.
- No i?
- No i to, że pewnie wszystkie lodziarnie i kawiarnie będą zamknięte, a na dodatek mamy grudzie...
- Nie obchodzi mnie to. Jeśli zachorujesz to przynajmniej będę miał pretekst, żeby tu przyjeżdżać. A lody dostaniemy, chociaż mieli byśmy je zrobić sami. Dla przyjaciół i osób, które są dla nas ważne jesteśmy w stanie zrobić wszystko, więc ja mogę przywozić ci leki i siedzieć z tobą oraz zrobić lody, bo jesteś dla mnie ważna.
CZYTASZ
Together we will even burn hell - Fire #1
RomanceOsiemnastoletnia Cora Evans przeprowadza się do Anglii na studia, gdzie nie ma nikogo bliskiego, jednak nie przeszkadza jej to aż tak bardzo jak powinno. Nienawidzi swoich rodziców, ponieważ odkąd pamięta, znęcano się nad nią, więc nie narzekam na t...