Cora
Leżałam na łóżku grając w Simsy 4. Był piątek, a ja już skończyłam zajęcia i żyłam weekendem. Budowałam właśnie domek w stylu staroświeckim napawając się ciszą. Charlie i Jasamine wyjechali kilka dni temu. Brakowało mi ich. Cholernie mi ich brakowało, ale obiecali, że na święta przylecą. To tylko miesiąc, dasz radę.- Powtarzałam to jak mantrę. No w końcu musiałam dać radę, czyż nie? Niby to tylko dwie osoby, ale były dla mnie całym światem.
Rozmyślałam właśnie o zapisaniu się na strzelnicę i naukę posługiwania się bronią gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Niechętnie potuptałam do drzwi by je otworzyć osobie, która zakłóciła mi mój spokój. Na szybko przejrzałam się jeszcze w lustrze. Moje białe włosy były rozpuszczone i o dziwo nie żyły własnym życiem. Sińce pod oczami mocno się odznaczały a czarna koszulka, którą na sobie miałam była pognieciona. Przekręciłam zamek i powoli otworzyłam drzwi. Co on tu robił?
-Czego chcesz? Kolejnego wyścigu w którym i tak skopię ci dupę? Tego chcesz, Luke?- Powiedziałam. Na wzmiankę o wyścigu chłopak trochę się zdenerwował. Chyba nie lubił jak o tym wspominałam. No cóż, nie mój w końcu problem.
-Nie- Prychnął.- Chciałem cię przeprosić. Przepraszam za to co wczoraj powiedziałem. Zapomniałem, że nie jesteś z naszego świata i nie mogłaś o tym wiedzieć. A tak w ogóle to popełniłem błąd. Nazwałem Brooklyn mordercą a powinienem nazwać ją zabójcą.- Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że znał takie słowo jak ,,przepraszam" a tu jednak. Posłałam mu pytające spojrzenie, bo nie wiedziałam o co chodzi z tym mordercą i zabójcą. To, to się czymś od siebie różni? I o co do chuja chodzi z tym ,,ich światem"?- Jeśli chodzi o nasz świat to ci nie powiem. Możesz spytać Oliviera albo kogo tam chcesz, ale ja ci nie ufam i nie będę ci tego mówić. A jeśli chodzi o różnicę pomiędzy mordercą a zabójcą... To różnica jest taka, że morderca zabija, bo chce i jest psycholem albo zabija z zemsty. Oni torturują i bawią się ofiarą a zabójca zabija i idzie dalej. Szybka śmierć i zero tortur. My jesteśmy zabójcami nie mordercami i zapamiętaj to motylku, bo przyda ci się ta wiedza w przyszłości.- Powiedział a ja próbowałam nie pogrążyć się w szoku. Nigdy bym nie pomyślała, że jest jakaś różnica w tym. - A to na przeprosiny. Taki prezent pojednawczy.- Mruknął od niechęci i wyciągnął do mnie dłoń z małym pudełeczkiem. Co Jest kurwa?! Luke z własnej woli przyjechał do mojego mieszkania, przeprosił mnie ,a na dodatek coś mi kupił na przeprosiny. Chłopak parsknął widząc moją minę. Niepewnie wzięłam od niego pudełeczko.
-Dzięki? A skoro już się przepraszamy to ja też przepraszam za tego wczorajszego kopa w jaja.
-Jak nie będę mógł mieć przez ciebie dzieci to pożałujesz.- Miał poważną minę za to ja nie. Po wypowiedzeniu tego zdania parsknęłam śmiechem. Chłopak już dłużej nie wytrzymał i do mnie dołączył.
-Spoko i tak nie masz z kim ich mieć wiec nie powinno ci to przeszkadzać.- Powiedziałam a chłopakowi zrzedła mina. A może kogoś miał? Durna idiotka!
-Masz kogoś?- Słowa wyszły szybciej z moich ust niż zdążyłam się zorientować. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu. A może w szoku, że takie pytanie padło?
-Nie powinno cię to obchodzić motylku. Ale skoro pytasz to nie ładnie było by nie odpowiedzieć więc...- Chwilę pomyślał- Nie mam.- Nie dodał nic więcej tylko się odwrócił i poszedł. Zamknęłam drzwi i wróciłam do sypialni. Usiadłam na łóżku i patrzałam na pudełeczko. Po dłuższym namyśle zaczęłam je otwierać. Przede mną ukazał się naszyjnik z zawieszką... Zawieszką skorpiona... Luke Johnson, największy skurwiel i chłopak, który nie zna słowa przepraszam oraz nie umie przegrywać kupił mi naszyjnik z zawieszką przezwiska, którym mnie nazywa. W sekundę przeszła mi cała złość i nienawiść do jego osoby. Rozpłynęło mi się serce. To było miłe i kochane. Take rzeczy mogłam zliczyć na palcach jednej ręki. Nie pamiętam kiedy ktoś coś takiego dla mnie robił. Nikt nie wysilał się aż tak bardzo. Zazwyczaj ludzie mówili tylko to głupie przepraszam myśląc, że coś tym naprawią, ale czy da się naprawić coś co pękło i nie sklei się idealnie tak samo? Ludzie myślą, że tym przepraszam coś wskórają, ale jak na czymś już zostawimy piętno to go nie cofniemy. Ta osoba będzie musiała żyć z tym wspomnieniem na zawsze. Nie mamy magicznej różdżki, żeby to wymazać. To zawsze gdzieś w nas będzie siedzieć, a głupie przepraszam chuja da. Można udawać, że wszystko okej, ale każdy wie, że nigdy nie będzie okej. Ludzie ranią siebie nawzajem w nadmiernych ilościach. Tworzymy sobie niewidzialne blizny na bliznach, a to po czasie zaczynają nam przeszkadzać i boleć coraz bardziej, aż z czasem nie wytrzymujemy i się poddajemy. Przestajemy udawać, a w tedy ludzie udają wielce zdziwionych, że u nas nie jest okej. Najczęściej dziwią się ci, co najwięcej krzywdy nam wyrządzili. My nigdy nie zauważymy swoich win, bo sądzimy, że przepraszam wszystko usunęło mimo iż sami dobrze wiemy, że nasz ból po tym słowie nie złagodniał. Bo my ludzie kochamy się nad sobą pastwić w sposób psychiczny i fizyczny. Dla każdego inny ból jest gorszy. Ja sama nie wiem który ból mnie bardziej boli. Na ciele mam dużo blizn po bólu fizycznym i wiem jak okropny jest, ale to zawsze ten psychiczny mnie rozrywał na małe kawałeczki. To on sprawiał, że moje serce pękało na milion odłamków i nie umiałam się pozbierać. Po pewnym czasie uznało się, że nie można dłużej tak siedzieć i myśleć więc zgarnęło się te odłamki do kieszeni i wstało. Bolało jak diabli, ale nie można było tego pokazać. Trzeba było unieść głowę do góry i zdecydować się czy dalej pokazywać emocje czy w końcu stać się silnym i schować emocje. Bo emocje były słabością, a nikt przecież nie chce mieć słabości, czyż nie? Ja niestety miałam tą słabość i ukazywałam nadal emocje, bo nie umiałam się ich pozbyć. Nie złamano mnie na tyle bym się do tego posunęła. Nie skradziono mi emocji. A miałam tylko je. Wszystko inne mi odebrano. Mam tylko rzeczy materialne i osoby. Ludzie prędzej czy później odejdą, a rzeczy materialne znikną dlatego trzeba dbać o rzeczy nie materialne, bo to ona najczęściej utrzymują nas przy życiu. Takie rzeczy to na przykład: emocje, nadzieja albo wspomnienia. Ja miałam emocje. Nadzieję też bym miała gdyby mi jej brutalnie nie odebrano. Odebrano mi nadzieję na leprze jutro i na koniec mojego cierpienia.
Siedziałam na kanapie w salonie czytając książkę. Kochałam to robić bo to była moja ucieczka od realnego życia. Miałam siedem lat a już wiedziałam jak życie jest okropne dlatego wolałam fikcję, która była o niebo lepsza.
Podniosłam głowę, bo usłyszałam odkaszlnięcie. O framugę drzwi opierał się tata. Czy coś zrobiłam?- Pytałam się w myślach. Ojciec się mną nie interesował dopóki nic nie zrobiłam albo nie miał ochoty się nade mną poznęcać.
-Jak ty się uczysz, gówniaro?- Zapytał chłodno. Ah, już zobaczył tą dwójkę z kartkówki...- Ciągle te pierdolone książki czytasz!- Krzyknął. Wzdrygnęłam się z przerażenia.
-Nie... Proszę.... Nie rób mi nic, tato...- Błagałam. W tamtym okresie życia często błagałam. Nie chciałam już więcej blizn, ale najwidoczniej los miał inne plany co do mnie. Miałam nadzieję, że to wszystko się skończy. Już tak dawno nic mi nie zrobił... Miałam już nadzieję na leprze jutro, ale ona właśnie w tedy mnie opuściła. Podejrzewam, że na zawsze. Za dużo razy miałam nadzieję na coś, ale ona każdego razu mnie zawodziła. Ojciec podszedł do mnie i wyrwał mi książkę. Na moich oczach ją podarł i wyrwał strony. Na moich pierdolonych oczach zniszczył moje leprze życie... Pociągnął mnie za rękę żebym wstała. Zrobiłam to. Jak zwykle. Wiedziałam co zaraz nastąpi, ale tym razem miałam to totalnie gdzieś. Zniszczył właśnie moje wszystko, a ja już nie miałam do czego wrócić więc zostałam obojętna i czekałam na cios. Owszem miałam inne książki, ale jak raz to zrobił to i to powtórzy dlatego nie miałam już swojego świata. Właśnie to zniszczył.
Plask... Plask... Plask... Plask... Plask... Plask... I tak jeszcze przez chwilę. Dwanaście mocnych i bardzo bolesnych liści w policzek. Mój ojciec mnie spoliczkował i to nie pierwszy raz... Wolałam jak to mama robiła, bo było to delikatniejsze. Ale ona zawsze wysyłała na mnie tego potwora. Ona też była potworem...
Tak mniej więcej wyglądało moje dzieciństwo, a to było tylko jedno wspomnienie. Było dużo gorzej na co dzień. Charlie to widział i próbował mi pomóc, ale nic mu się nigdy nie udało. Był kochanym dzieckiem naszych rodziców a ja byłam odrzutkiem. To on wszystko miał, nie ja. Miał miłość, przyjaciół, wsparcie w rodzicach, dobre dzieciństwo. Ja nie miałam nic z tego, za to miałam podpalanie papierosami, łamane kości- to na szczęście było rzadkie. Albo też bicie. Nie miałam dobrych wspomnień z dzieciństwa. Ale czy ja w ogóle miałam dzieciństwo? Musiałam dorosnąć bardzo szybko. Z tego co pamiętam to dorosłam jakoś w wieku czterech lat... Czterech pieprzonych lat! Normalne dziecko w tedy biega z uśmiechem na twarzy i bawi się z rówieśnikami ,a nie jest bite. Ja nie miałam tego przywileju, a szkoda.
Hejka!
W tym rozdziale dowiedzieliście się trochę o dzieciństwie Cory i jak kiepskie było. Myślę też, że prezent od Luka jest całkiem dobry jak na przeprosiny poza tym ten prezent był potrzebny dla fabuły. Ten mały, dla niektórych nic nie znaczący naszyjnik przyniesie później im obojgu dużo radości jak i smutku.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
CZYTASZ
Together we will even burn hell - Fire #1
RomanceOsiemnastoletnia Cora Evans przeprowadza się do Anglii na studia, gdzie nie ma nikogo bliskiego, jednak nie przeszkadza jej to aż tak bardzo jak powinno. Nienawidzi swoich rodziców, ponieważ odkąd pamięta, znęcano się nad nią, więc nie narzekam na t...