†Rozdział 16. Miłość†

76 4 0
                                    

Cora

Obudziłam się w silnych ramionach. Na początku nie wiedziałam, do kogo należały, ale już po chwili moją głowę zaczęły zasypywać wspomnienia. Bolące wspomnienia. One mnie dusiły. Zabijały.

Bo wspomnienia duszą nas powoli, pozbawiając tchu, a ja nic nie mogłam zrobić. Mogłam tam tylko bezsilnie leżeć i dziękować swoim rodzicom, za obdarowanie mnie tą wspaniałą umiejętnością. Umiejętnością duszenia się łzami, bez wydania choćby najmniejszego odgłosu.

Chłopak siedział oparty o ramę łóżka i smacznie spał, jednak to nie powstrzymało go, przed trzymaniem mnie w żelaznym uścisku. Ale nawet to nic nie dało. Ja nadal wyłam jak małe, bezbronne dziecko.

Znów czułam się jak ta pięcioletnia dziewczynka, która pierwszy raz została mocniej ukarana.

Malutka, nic nieświadoma Cora bawiła się kosmetykami swojej matki. Jak się okazało: był to ogromny błąd. Jak nie największy w jej życiu. Choć ona jeszcze tego nie wiedziała.

Z ogromnym uśmiechem na ustach, dalej malowała sobie jakieś wzorki na policzku, najdroższą szminką swojej rodzicielki. Rysowała jakieś serduszka, gwiazdki, zwierzątka i inne malowidła, które pięciolatek umiał. Sprawiało jej to ogromną radość, ale i ta radość miała zniknąć, jak wszystko w jej życiu.

Nagle do pokoju wpadła Scarlet - jej matka. Wydawać się mogło, że miała wyśmienity humor, ale on zmienił się w furię, na widok swojej córki, marnującej jej kochany kosmetyk.

- Carter! Choć tu szybko, zobaczyć, co to szkaradło robi z moją szminką! - Zawołała jej matka, do swojego ukochanego męża.

Na dźwięk słowa "szkaradło", dziewczynce zrobiło się przykro, jak jeszcze nigdy w jej życiu. Jednak nie pokazała tego po sobie. Musiała być silna. W końcu ma już pięć lat, to wiek dojrzały. Przynajmniej tak wmawiała sobie malutka Cora.

Dziewczynka oderwała szminkę od policzka i spojrzała na rodzicielkę. Za wszelką cenę próbowała nie pokazać po sobie przykrości, ale była tylko dzieckiem, które nie umiało perfekcyjnie maskować emocje. Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej jedynie marny grymas. W jej oczach natomiast odbijał się smutek. Tak wiele smutku... No, bo przecież usłyszenie od osoby, którą kocha się nad życie, że jest się szkaradłem, to cios w samo serce.

Cora, mimo iż nie krwawiła zewnętrznie to z jej serca wylewały się litry krwi. Można, by nawet pomyśleć, że się zaraz wykrwawi, ale to przecież rany niewidzialne, od których może umrzeć tylko dusza. A jej dusza umarła dopiero w wieku dziewiętnastu lat, mimo iż w jej wnętrzu i na ciele widniały miliony blizn, które powstawały latami. Ale to ta największa, była na sercu. Zrobili to jej najbliżsi. Osoby, za które oddałaby życie, choć i ono jest, i zawsze było mało warte.

Po jakiejś minucie i ojciec wpadł do pokoju. Na jego twarzy malowała się prawdopodobnie większa furia niż na twarzy Scarlet. Wydawało się to niemożliwe, ale jak wszyscy wiemy: nic nie jest niemożliwe.

Dziewczynka, z przerażeniem spojrzała na ojca. Po smutku ślad zaginął. Było tylko przerażenie, bo co jeśli jej coś zrobi? Jednak ta obawa odleciała w niepamięć, gdy tylko Carter zaczął zbliżać się do córki. Wyglądał na opanowanego, jednak w środku był chodzącym huraganem. Ale Cora tego nie wiedziała i to było jej zgubą.

Po chwili ojciec ukucnął przy córce i popatrzył na nią z politowaniem. Patrzył tak, bo wiedział, co zaraz się stanie i w duchu naśmiewał się z dziecka. Była taka naiwna, gdy na jej twarzy gościła ulga.

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz