†Rozdział 1. Lepsza przyszłość?†

183 7 0
                                    

Cora

    To był drugi lot samolotem w moim życiu i był o niebo lepszy od poprzedniego. Po odebraniu bagaży, szybko napisałam do swojego brata oraz do najlepszej przyjaciółki, że lot był przyjemny i nie skończył się w oceanie. Na moje nieszczęście. Pragnęłam śmierci, ale ona nie chciała po mnie przyjść. Nigdy. Co zawsze było dla mnie przykre.

***

    Patrzyłam właśnie na moją nową kamienicę, obawiając się wejścia do niej. Wzięłam ostatni głęboki wdech i skierowałam się do drzwi. Przed mieszkaniem miała czekać na mnie właścicielka z kluczami. Kiedy tam podeszłam, stała tam.

    – Dzień Dobry – przywitałam się miło.

    – Witam – odpowiedziała kobieta. – Zanim dam ci klucze chcę, żebyś znała zasady obowiązujące w kamienicy i abyś ich przestrzegała – Skinęłam głową. Po jakiś dwóch minutach, kobieta skończyła swój monolog. – W razie gdybym sobie coś przypomniała, napiszę pani – mruknęła wyciągając rękę z kluczami w moją stronę. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie się tobie dobrze mieszkało – Skinęłam głową w podziękowaniu oraz pożegnaniu. Kobieta również się pożegnała i wyszła z kamienicy. Od razu otworzyłam drzwi po czym weszłam do mieszkania. Odstawiłam walizki i zdjęłam na szybko buty. Wnętrze było bardzo ładne i przytulne. Całe mieszkanie było w kolorach ciemnego drewna oraz ciemnej zieleni. Podobało mi się tu. W końcu mogłam odciąć się od swojej przeszłości i zacząć marzyć o lepszym jutrze.

    Nigdy tak bardzo tego nie pragnęłam.

    Miałam skrytą nadzieję, że Londyn okaże się miastem, w którym nawet moja samotność odpuści i znajdzie sobie kogoś innego. Do tej pory trzymała się mnie jak ostatniej deski ratunku, jakbym tylko ja mogła ją uratować od utonięcia w większych głębinach samotności, a tak naprawdę spadałyśmy obie w jeszcze większą przepaść, niżbyśmy spadały osobno. Teraz jednak marzyłam całą sobą, by w końcu mnie opuściła, bo coraz większy mrok, który nas otaczał od spadania w głąb, był przytłaczający. Nie chciałam już jej u swego boku.


***

    Minęły dwa dni. Dwa dni cholernej nudy. W tej pieprzonej Anglii nic nie ma. Nie licząc oczywiście pięknych budynków i zamku, które zapierały dech w piersiach.

    Jednak ktoś postanowił się nade mną zlitować w tych dniach, gdy umierałam z nudów. Tym kimś była Jasmin. Przed wyjazdem poprosiłam ją, żeby sprawdziła, kiedy są nielegalne wyścigi i akurat były dzisiaj. Nie byłabym sobą, gdybym tam nie poszła. Dzisiaj chciałam tylko oglądnąć przejazdy innych kierowców, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Ale nie byłam tam tylko oglądać. Poszłam też się zapisać, żeby startować w jednym z nich.

    Prawo jazdy mam od dwóch lat i jestem świetnym kierowcą, przynajmniej według mojej skromnej opinii, choć trochę szalonym. Kocham prędkość i nagłe zakręty. Wyścigi były czymś dla mnie. Raz brałam udział w jednym legalnym, ale nie jechało się szybko i nie było nie bezpiecznie. Według mnie.

    Kochałam adrenalinę, bo uświadamiała mi, że jeszcze jest to malutkie ziarenko nadziei, na znalezienie szczęścia w swoim życiu, a tego brakowało mi chyba najbardziej. Możliwe, że jeszcze bardziej od miłości osób, które powinny kochać mnie bezwarunkowo i ponad życie, a jednak mnie nienawidziły, od samego dnia, w którym pojawiłam się na tej marnej planecie.

***

    Byłam już na miejscu, gdy nagle zadzwonił mój brat – Charlie. Bez zbędnego myślenia nacisnęłam zieloną słuchawkę, a po chwili usłyszałam jego wesoły głos. Zawsze miał tyle radości w sobie, czego nigdy nie rozumiałam. No bo jak można być szczęśliwym, gdy widziało się tak dużo krzywd wyrządzonych bliskiej ci osobie? Ba! Jak można być szczęśliwym mając świadomość, że tej osobie się nie pomogło, chociaż mogło by?

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz