†Rozdział 9. Diabeł w skórze anioła†

95 5 2
                                    

Cora

Byłam tak cholernie wdzięczna Olivierowi za wczoraj. Na pewno dwóm osobom nie jestem wdzięczna. Jest to ta wariatka Brooklyn i ten jebany chuj Luke. On nawet nie spytał mnie czy coś mi się stało. Ba! Nie powiedział nawet jednego słowa do mnie. Jedyne co dostałam od niego to spojrzenie.

Szykowaliśmy się właśnie na Halloweenową imprezę. Jak też ostatnio Jasamine zarządziła mam być aniołem co totalnie nie pasuje do mojej duszy diabła. Dziewczyna stwierdziła, że skoro przefarbowała się ostatnio na brąz to musi być diabłem, bo będzie jej to pasować. Co prawda pasowało, ale tylko do wyglądu zewnętrznego. Z nią było podobnie co u mnie. Moją duszą zawładnął mrok, same ciemne i mroczne kolory a jej duszą zawładnęła tęcza, paleta pięknych kolorów.

-Gotowy!- Wykrzyknął radośnie Charlie.

-Mówisz, że jesteś gotowy w sennie takim, że się ubrałeś czy w sensie, że jesteś gotowy na chlanie?- Zapytałam z kpiącym uśmiechem.

-Oczywiście, że na chlanie.-Uśmiechnął się- Ile wam to jeszcze zajmie?

-Godzinę może pół- Powiedziała moja przyjaciółka.

-Jezu! Czemu aż tak długo?- Jęczał męczeńsko.

-A chcesz dłużej? Spoko, my nie musimy się śpieszyć- Powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.

-Nie!

***

Siedziałam właśnie na jednym z barowych krzeseł przy barze pijąc swojego drinka. Boże, jakie to gówno nie dobre. Siedziałam tak jeszcze chwilę aż poczułam szturchnięcie w ramie. Odwróciłam się spodziewając się, że zobaczę Charliego albo Jasamine. W żadnym razie nie spodziewałam się tam tego chłopaka. Nie ucieszyłam się na jego widok. Był przebrany za dynie...

-Co tu robisz?- Zapytałam z odrazą i jadem.

-Chyba jako anioł powinnaś być miła- Powiedział kpiąco. Zaraz ci wydłubie oczy skurwysynie.

-Chyba jako dynia powinieneś się zamknąć bo one nie mówią.- Wysyczałam na co chłopak się uśmiechnął.

-W takim razie jestem magiczną dyną, która mówi. A tak w ogóle to nie wiedziałem, że jesteś aż taką idiotką.- Powiedział na co zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.- Chyba nie rozumiesz więc pozwól, że ci wyjaśnię. Chodzi o to, że wczoraj nie rozróżniłaś tego, że gonił cię morderca, który wcale nie chciał cię zabić a taki, który chciał się zabawić i pośmiać z twojego strachu.- Było słychać w jego głosie rozbawienie. Skurwysyn. Niewiele myśląc podeszłam do niego z słodziutkim uśmiechem. Podeszłam tak blisko, że prawie nasze klatki piersiowe się stykały. Zbliżyłam twarz do jego na średnią odległość żeby myślał, że chcę go pocałować. Bingo! Chyba dał złapać się w pułapkę bo też przysunął twarz. Twoje niedoczekanie, kochanie. Przysunął twarz jeszcze bardziej i już chciał mnie pocałować, ale ja miałam inne plany. Nie tym razem. Podniosłam nogę do góry tak żaby mieć prostszy strzał w jego czuły punkt. Zgromadziłam w sobie całą siłę i kopnęłam go w krocze. Ała. To musiało boleć. Sorki, kochanie. Chłopak jak na zawołanie zgoił się w pół i zaczął jęczeć z bólu.

-Oj, nie chciałam.- Przysunęłam dłoń do ust i udałam przejętą. - Prosiłeś się o to od dawna.- Powiedziałam z wielką satysfakcją. Marzenia się spełniają. Poczułam się jakbym wygrała cały świat. Odrzuciłam włosy do tyłu, posłałam mu buziaka w powietrzu i wzięłam swojego okropnego drinka po czym odeszłam. Jak ja kocham ten dzień. Z wielkim uśmiechem i w akompaniamencie jęków chłopaka poszłam do Charliego i Jasamine, którzy obserwowali całe zajście.

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz