Cora
Nigdy nie lubiłam Nowego Yorku, bo zawsze kojarzył mi się ze wszystkim co najgorsze, jednak teraz, wszystko przeszło samych siebie. Nienawidziłam tego miasta jeszcze bardziej, przez to, że dokonałam tu kolejnego morderstwa, do którego nigdy nie chciałam doprowadzić. Złamałam serce mojemu b r a t u. A wisienką na torcie jest to, że to właśnie tu dowiedziałam się, że za całe moje koszmarne życie odpowiada jedna osoba, która nie mogła powstrzymać swojego gniewu i musiała doprowadzić do swojej usranej zemsty. I naprawdę chciała bym ją kochać całym sercem, ale wiedza, że to przez nią umierałam z dniem za dniem, uniemożliwiała mi to.
Maleficent wbrew pozorom nie była aż tak złym człowiekiem. Została porzucona z dnia na dzień i została sama jak palec. Bez mamy, taty, babci, dziadka. Nawet bez głupiego misia, do którego mogła by się przytulić w te bardziej samotne dni.
Samotność i gniew, z każdym dniem coraz to większe powodowały, że Maleficent nie tylko stawała się bardziej silna, ale też bardziej pusta i martwa. Rzekomo żyła, ale tylko rzekomo. Bo ona egzystentowała, gdzieś tam żyła, ale w innym uniwersum. Jej ciało było na miejscu, ale dusza znajdowała się w innej przestrzeni. Lepszej.
Nie powiedziała bym, że jest dobrym człowiekiem i że ma dobry powód do mordowania ludzi, ale... wiedziałam, że gdybym tylko była silniejsza i miała więcej odwagi, dołączyła bym do niej i ramię w ramię siały byśmy spustoszenie.
Ale ja nie potrafiłam... Mimo tej całej krzywdy, nie potrafiła bym wyrządzać jej innym. Byłam zbyt krucha by móc znieść widok czyjegoś łamanego się serca.
– Hej, co tam? – Zapytała kobieta, która była powodem moich myśli.
Szybko otarłam łzy z polików, które zaledwie kilka sekund temu popłynęły mi po twarzy. Dodatkowo nie chciałam pokazywać słabości takiej osobie jak ona. Wydawało mi się, że była w stanie wykorzystać wszystko przeciwko mnie, albo po prostu wyśmiać mnie za to, że chociażby oddycham.
– W porządku. Wybacz, zamyśliłam się.
– I właśnie dlatego lepiej czasem nie myśleć, wszystko jest wtedy prostsze.
Jej słowa przez chwilę huczały mi w głowie, jak wielki kościelny dzwon i nie chciały jej opuścić, co strasznie mnie irytowało.
– Ładny dom – mruknęłam i po raz setny rozgarnęłam się po tym dosyć sporym mieszkaniu w samym centrum.
– Wiem, przecież sama go kupowałam – zaśmiała się na swoje słowa, jednak ten śmiech był obojętny, niby kpiący, niby pewny, ale jednak tak bardzo nijaki. Z ręką na sercu, mogłam powiedzieć, że mam dziwną siostrę. Bardzo dziwną.
– Kiedy będę mogła wrócić do domu?
– Chciała bym, byś najpierw poznała prawdę, na którą zasługujesz, a później zdecydujesz czy chcesz spędzić te okropne święta ze mną i moją rodziną, czy wolisz wrócić do Londynu, gdzie jak mniemam masz już swój dom.
– W porządku, zostanę. I tak nie zdążę na kolacje z przyjaciółmi, więc chociaż poznam twoich, jeśli na to mi pozwolisz.
Już po chwili usłyszałam znów głos Maleficent i bałam się, co miała mi do zdradzenia i czy aby na pewno chciałam tego słuchać.
– Wychowałam się w domu dziecka, co pewnie już wiesz. Nie było tam miło i przyjemnie – kobieta ciężko westchnęła po czym wróciła do mówienia. – W dzień, w dzień błagałam niebiosa, by to wszystko okazało się głupim snem, ale to nie był sen. To była zjebana rzeczywistość, z którą jako dziecko nie umiałam się pogodzić. Z dnia na dzień umierałam bardziej. A gdy moja empatia, szczęście i dobroć serca umierała, rodziła się nienawiść, samotność, żal, smutek i przede wszystkim pragnienie zemsty, na wszystkich tych, którzy sprawili, że tak fatalnie się czułam. Jako dwunastoletnie dziecko obmyślałam plan, jak to wszystko zrobić, by nic się nie zepsuło i bym nie musiała trafiać do więzienia, w którym na pewno musiało być gorzej. Nie wiedziałam, jaki sposób zemsty będzie najbardziej opłacalny, ale z biegiem lat wymyśliłam coś, co już od dawna jest moim imperium. Jak już mówiłam, w wieku osiemnastu lat udało mi się stamtąd wydostać. Zgłosiłam się o pomoc do jedynej osoby, o której było w tamtych czasach głośno. Santo miał wtedy szacunek i władzę, przez chwilę rządził. W tamtych czasach mieszkał jeszcze w Kalifornii, więc znalezienie go nie stanowiło zbyt wielkiego wyzwania.
Słuchałam jej historii ze łzami w oczach, bo było mi jej tak bardzo szkoda. Była tylko dzieckiem, które starało się przeżyć i ukoić swój ból.
Podobnie jak ja, jednak obie miałyśmy inne sposoby na to.
– Przyjął mnie, choć na początku wyśmiał i wywalił za drzwi. Kazał mi zabić swojego podwładnego, który jednocześnie miał mnie zabić. Był jego najlepszym zabójcą. Oczywiście udało mi się go pokonać, ale sama też nie wyszłam z tego bez szwanku. Do tej pory moją twarz zdobi blizna po tym – przerwała na chwilę, po czym znów wznowiła opowieść. – Santo przyjął mnie i opiekował się jak córką. Pomógł mi znaleźć rodziców, bym mogła zakończyć swój plan. Powiedział mi również, że już nie może mi dalej pomagać. Byłam zbytnim zagrożeniem dla niego i jego kochanej żony oraz sześcioletniego syna. Zgodziłam się, bo nie miałam wyboru. Znalazłam ich i wdrożyłam swoją zemstę w życie. Ale widok małej ciebie, biegającej sobie wesoło po salonie, złamał mnie i pokrzyżował mi plany. Zadzwoniłam wtedy do Scarlett i Cartera z zapytaniem czy mogą się tobą zająć. Znałam ich od Santo, ponieważ Scarlett była przez jakiś miesiąc jego kucharką. Nie powiem, lubiłam ją. Była miła, pomocna i zawsze uśmiechnięta. Wiedziałam, że ma syna i byłam święcie przekonana, że to właśnie do jej rodziny powinnaś trafić. Zgodziła się i już po godzinie stała przed domem n a s z y c h r o d z i c ó w. Nie będę tu się rozpowiadać jak i co się stało, za dużo opowiadania by było, ale wyciągnęłam płaczącą ciebie z tamtego domu i oddałam Scarlett, po czym już nigdy więcej cię nie zobaczyłam, aż do dziś. Naszych rodziców już na tym świecie nie ma. Cartera również, a Scarlett myślę, że też nie będzie za parę godzin.
Gdy wypowiedziała ostatnie zdanie, z moich ramion spadł jakiś niewyobrażalnie ciężki głaz, który tam był od niepamiętnych czasów. Byłam pełna ulgi.
Hejka!
Witam w nowym rozdziale! Nikt nie pytał i nikt nie potrzebował, ale i tak tę informację dostaniecie: następny rozdział może być za miesiąc bądź za wiele więcej czasu, bo mimo iż tak długo czekałam na jego napisanie, to może być do dla mnie za ciężki do napisania.
Do zobaczenia!
CZYTASZ
Together we will even burn hell - Fire #1
RomanceOsiemnastoletnia Cora Evans przeprowadza się do Anglii na studia, gdzie nie ma nikogo bliskiego, jednak nie przeszkadza jej to aż tak bardzo jak powinno. Nienawidzi swoich rodziców, ponieważ odkąd pamięta, znęcano się nad nią, więc nie narzekam na t...