†Rozdział 23. Obojętność†

49 1 0
                                    

Luke

   Gdy tam podjechałem myślałem, że zaraz umrę na zawał. Widziałem jak gość chował swojego fiuta do spodni, a zaraz później moja kochana Cora położyła swoje bezwładne ciało na beton. Nie wiedziałem, co tam się stało, ale wiedziałem, że byłem kurewsko przerażony. Na dodatek nie wiem, co gość planuje, a byłem sam, bo moi przyjaciele znowu siedzieli w barze i chlali, a na pomoc mojego ojca nie miałem co liczyć, więc wziąłem jedynie nóż i pistolet, po czym wsiadłem w auto i przyjechałem najszybciej jak mogłem.

   Wysiadłem w popłochu z samochodu, po czym zacząłem się zbliżać, do pozostałej dwójki.

   - Odsuń się od niej! - Wrzasnąłem, a gdy nic sobie z tego nie zrobił, spróbowałem ponownie. - Słyszysz?!

   Nic. Zero reakcji.

   Wyciągnąłem broń, po czym ją odbezpieczyłem i wycelowałem w mężczyznę. On nie pozostał mi dłużny, tyle że nie wycelował we mnie...

   Wycelował w Corę. Wycelował w mojego skorpionka.

   Spojrzałem szybko na dziewczynę i zauważyłem, że dalej leży bezwładnie na ziemi, a jej oczy tylko na chwilę zwróciły się w stronę lufy. Nic z tym faktem nie zrobiła, zachowywała się jakby była pogodzona ze śmiercią, a ja nie chciałem dopuścić tej myśli do siebie. Nie mogła, kurwa, umrzeć.

   - Spróbuj gówniarzu, a twoja zabaweczka dostanie kulkę w łeb.

   Znów na nią spojrzałem. Patrzał w niebo i wyglądała na zamyśloną, ale po paru sekundach jej twarz przyozdobił delikatny uśmiech, tuż przed tym jak znikł jej z ust.

   Przeniosłem spojrzenie na faceta, który wciąż w nią celował, tyle że się uśmiechał.

  - Jaka miłość jest paskudna, prawda? Ona ciebie kocha, dlatego tak długo walczyła, choć nie jeden człowiek by się poddał. Walczyła, bo chciała znów cię zobaczyć i schować się w twoich ramionach, pragnęła tego tak bardzo jak dziecko tego, żeby dostać na gwiazdkę wymarzony prezent, ale zabrakło jej sił. Wiesz czemu? - Zatrzymał na chwilę swoją wypowiedź, a ja wziąłem ogromny haust powietrza. - Bo życie to nie jebana bajka, gdzie miłość przezwycięży wszystko. Miłość, miłość i miłość, mówi się, że jest taka potężna, a tak naprawdę jest najsłabsza. Robi ci sieczkę z mózgu. Codziennie wmawiasz sobie, że kogoś kochasz i że to uczucie przezwycięży wszystko, a gdy miłość zastępuje przyzwyczajenie, a potem obojętność, robimy się słabi, bo ktoś nas zranił. Straszne, co nie? No cóż, mówi się bywa i idzie się dalej, ale spójrz na nią... Ona już dostała w dupę od życia, od miłości. Pragnęła ponad życie odrobiny tego uczucia, najpierw od rodziców, później od brata, od przyjaciół, od głupiego motyla, którego uratowała w dzieciństwie, a na koniec od ciebie. I co? Co dostała? Okrągłe, chujowe, zero. Nie dostała miłości od nikogo. Rodzice traktowali ją jak najgorszego kundla, brat był zbyt słaby by spróbować postawić się rodzicom i ją pokochać, motyl nie rozumiał, że za ratunek ona nie wymagała niczego innego niż pięciu sekund miłości, a ty... Ty jesteś sadystą i chujem, który lubi patrzeć jak inni mają gorzej od niego, bo w końcu, tak pozbywasz się własnego bólu i kompleksów. 

   Stałem tam jak wmurowany i czułem się jakby wszystko przelatywało mi przez palce, dokładnie tak jak piasek. 

   Czułem się jak jeszcze większy chuj, bo nie zamierzałem zrezygnować z planu. Nadal chciałem zabawić się jej kosztem, mimo iż wiedziałem, że wszystko to, co powiedział było cholerną prawdą.

   Poczułem się jak potwór, a przecież to nie było moją winą, że zabawka sama wpadła mi w ręce.

   Mężczyzna wycelował pocisk jakieś dwa metry w lewo od głowy Cory, po czym zaczął się cofać w ciemną otchłań.

Together we will even burn hell -  Fire #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz