Rozdział dwudziesty szósty

1.1K 60 5
                                    

Victor

Po scysji z ojcem moje pokłady cierpliwości, były wyeksploatowane. Ten człowiek doprowadzał mnie do szału swoimi insynuacjami. Przez co nawet najmniejsza prowokacja ze strony Sofii była teraz dobra do kłótni, by pozbyć się choć części frustracji. Od zawsze byłem cholernie zaborczy, ale teraz był to zupełnie inny stopień, którego nie znałem. To oczywiście nie usprawiedliwiało mojego zachowania. Jednak, gdy zobaczyłem w windzie tego gnoja przymilającego się do Sofii, miałem ochotę skręcić mu kark gołymi rękami na jej oczach.

Myśl o innych mężczyznach kręcących się wokół niej sprawiała, że gotowałem się z zazdrości. Może, po części dlatego, iż ojciec zasugerował, że moja żona zachowuje się zbyt poufale w stosunku do Marcello. Zauważył troskę z jaką się do niego zwracała i to jak złapała go za rękę po wejściu do sali. Co jego zdaniem dawało podwaliny by świadczyć o tym, że nie jest mi wierna. Jako przyszły capo nie mogłem sobie pozwolić na taką potwarz. Oczywiście było to absolutną brednią i jawną prowokacją ze strony ojca i pomimo tej świadomości, jego słowa zasiały w moim umyślę ziarno niepewności.

- Zachowujesz się niedorzecznie – wymamrotała rozzłoszczona Sofia, odwracając twarz w kierunku okna.

Może i miała rację, ale nie zamierzałem jednak tego przyznawać. Zacisnąłem wargi, by nie rzucić wiązanką bluzg. Byłem zbyt rozdrażniony. Wcisnąłem gaz ignorując jej komentarz. Na szczęście udało nam się ominąć korki i już po dwudziestu minutach zaparkowałem na podziemnym parkingu dla gości. Weszliśmy do windy i przypomniałem sobie w jak odmiennych nastrojach opuszczaliśmy hotel zaledwie kilka godzin temu. W absolutnej ciszy weszliśmy do apartamentu. Syriusz podbiegł do nas, by się przywitać i ruszył w ślad za Sofią. Westchnąłem przeciągle zrzucając marynarkę na oparcie krzesła. Przeszedłem przez salon, by przejrzeć zawartość hotelowego barku z alkoholami. Nie byłem typem, który często zaglądał do kieliszka, ale mocniejszy trunek raz na jakiś czas, skutecznie potrafił stłumić dręczące mnie myśli. Co niekiedy było zbawienne. Dziś niemal konieczne. Lephroaig nadawał się do tego idealnie. Nalałem do szklanki około dwa centymetry bursztynowego płynu i ciężko opadłem na fotel. Rozpiąłem górne guziki koszuli, próbując wprowadzić się w taki stan by być w stanie dziś zasnąć. Te ostatnie dni były wycieńczające, głównie przez ataki Rosjan, ale również przez ojca, który próbował wtykać swój długaśny ciekawski nochal wszędzie, gdzie się dało. Z sypialni dobiegły bliżej nieokreślone odgłosy. Przełknąłem kolejny łyk whiskey zapatrując się w szczelinę w drzwiach, za którymi krzątała się Sofia. Dziś wydawała się naprawdę dotknięta całą tą sytuacją, ale miałem nadzieję, że przejdzie jej to szybko. Nie miałem cierpliwości do fochów.

Zniknęła z mojego pola widzenia, a chwilę później usłyszałem lecącą w łazience wodę. Dolałem sobie kolejną porcję drinka i wybrałem numer Gustawo. Czas wykorzystać pomysł, który wczoraj podrzuciła mi żona. Nie miałem nic do stracenia.

- Victor, co jest? – odebrał niemal od razu.

- Potrzebuję Cię jutro w magazynie, przyjmujemy niezapowiedzianą dostawę broni z Meksyku.

- O której? - nie zadawał zbędnych pytań, jak zawsze – Wolałbym się nie spóźnić na własny ślub.

Cholera, zupełnie o tym zapomniałem.

- O piątej rano.

- Prześlij mi dokładną lokalizację.

- Dostaniesz ją godzinę przed spotkaniem.

- Mam zabrać kilku ludzi?

- Nie.

- Ok. Czekam w takim razie na wiadomość z lokalizacją.

Zniszczenie - Seria Sergata / 18+ age gapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz