Rozdział 8: Melissa

34 7 7
                                    

Przetarłam twarz, przyglądając się kolejnym zdjęciom znalezionym w pudle. Wszystkie dwadzieścia zostało przeze mnie rozłożone na stoliku od kawy, a ja do tej pory próbowałam sobie przypomnieć, kim były osoby, które znajdowały się obok mnie. Skąd ich znałam? Bazując na urywkach wspomnień, prawdopodobnie chodziliśmy razem do liceum i musiałam ich poznać po przeprowadzce do Cleveland. Czemu nie umiałam sobie skojarzyć ich imion? Nie wiedziałam. Kim byli? Nie miałam pojęcia. Dlaczego nie mogłam przypomnieć nic, co by się z nimi wiązało?

Nie wiem...

Miałam za mało informacji, a za dużo na głowie. Musiałam rozwiązać sprawę tamtego trupa, a nie miałam niemal nic. Z przesłuchań jego bliskich nic nie wyszło...

W tym momencie moje dalsze rozważania przerwał mi telefon. Spojrzałam na ekran komórki, gdzie zobaczyłam zdjęcie Seana i mnie za czasów studiów – mieliśmy na sobie togi, ja miałam przemoczone włosy, a Sean wylewał na nas jakiegoś taniego szampana. Oboje się śmieliśmy. Uniosłam lekko kąciki ust, przypominając sobie tamten dzień. Odbieraliśmy wtedy dyplomy, a kolejnego dnia obudziliśmy się w moim pokoju w akademiku z takim kacem, że musiałam przedłużyć tam pobyt o jeszcze jeden dzień, bo nie mieliśmy nawet siły, żeby się podnieść z łóżka. Spędziliśmy wtedy godziny na oglądaniu filmów, jedzeniu lodów i piciu litrów wody z przerwami na wymiotowanie do miski między seansami.

Przesunęłam zieloną słuchawkę, przyłożyłam urządzenie do ucha. Na dzień dobry usłyszałam ziewanie Seana.

— Co chcesz, Sean? — spytałam od razu.

Chodzi o twoją sprawę.

— Co z nią?

Wstałam z kanapy, ruszyłam do kuchni. Tam niemal od razu złapałam za kubek stojący przy zlewie. Z szafki wyjęłam saszetkę z herbatą malinową. Włączyłam elektryczny czajnik.

Pamiętasz oparzenia na ciele denata?

— Tak, co z nimi?

— Rodzina ofiary zażądała ponownej autopsji. Dokładniej się temu wszystkiemu przyjrzałem. Jak się okazuje, tamten chuje, którego odesłałem z kwitkiem, niezbyt dokładnie dokonał oględzin. Na ranie na plecach znalazłem próbki ziemi. Debil ich nie pobrał, przez co dopiero teraz wyszło, że denata prawdopodobnie próbowano pogrzebać żywcem...

Zacięłam się, tym samym przerywając chęć zalania sobie herbaty. Przełożyłam telefon na drugie ucho.

— Czekaj, co?

Tak. — Westchnął głęboko. — Po sprawdzeniu próbki, wyszło, że musiał się jakoś wydostać z grobu. Miał na sobie glebę bielicową.

Oparłam się biodrem o blat. Włożyłam lewą dłoń do kieszeni dresów.

— Ja się naprawdę zastanawiam, jak ty to wszystko badasz.

Sean się zaśmiał.

Kiedyś ci pokażę. W każdym razie gleby bielicowe na pewnym poziomie wytrącają związki glinu i żelaza. Mają taki rdzawy odcień. — Ziewnął pod koniec wypowiedzi.

— Z kolei teraz zaczynam się zastanawiać, czego oni cię uczyli na studiach...

Ponownie go rozśmieszyłam.

Wielu rzeczy — przyznał. — Jak chcesz, to mogę ci zacytować „Hamleta".

Zamrugałam szybciej.

— Czemu ty na medycynie sądowej czytałeś „Hamleta"?

Nie chciej wiedzieć... — Ponownie ziewnął.

Przełknęłam ślinę.

— Ile spałeś?

Za mało...

— Okej, a na ilu kawach i energetykach jedziesz?

Na zbyt wielu...

Westchnęłam załamana. Już w kolejnej chwili odsunęłam się od blatu, zabierając kubek z herbatą. Podeszłam do biurka. Z szuflady wyjęłam małą karteczkę. Na niej zapisałam nowe informacje, jakie podał mi Sean. Chłopaka włączyłam na głośnomówiący. Telefon zostawiłam na stoliku, a sama podeszłam do tablicy korkowej. Na niej przypięłam kolejny element sprawy i połączyłam kordonkami.

A miałam nie znosić pracy do mieszkania...

— Mógłbyś mi wysłać kopię akt?

Po co?

— Zrobię sobie tablicę w domu.

Zaśmiał się.

Mówiłaś, że nie będziesz znosiła pracy do domu.

— I moje postanowienie poszło się jebać, więc wysyłaj mi tę kopię.

Już wysyłam.

W ciągu kilku sekund usłyszałam załączającą się drukarkę i mechanizm pobierający papier.

— Wiszę ci kawę za nowe informacje.

Nie pogardzę kolejną — przyznał. — Za dziesięć minut powinna zacząć się schodzić druga zmiana, więc za jakieś pół godziny możemy się spotkać. Jestem głodny, więc wskoczyłbym do jakiejś knajpki. Niedaleko twojego mieszkania jakaś była, więc możemy się pod nią spotkać, Pani, która dostała dziś wolne.

— W takim razie do zobaczenia.

Po tych słowach się rozłączyłam. Już w kolejnej chwili odsunęłam się od biurka. Odwracając się do schodów, zatrzymałam wzrok na zdjęciach rozłożonych na stoliku. Musiałam od tego odpocząć i oczyścić umysł. Nie wiedziałam, dlaczego nie pamiętałam tych osób. Po zdjęciach wyglądało, jakbym była z nim naprawdę blisko, więc nie rozumiałam, czemu nie umiałam sobie ich przypomnieć. Może musiałam przewietrzyć głowę. Może porozmawiać z kimś innym.

Uniosłam kąciki ust. W takim przypadku umówienie się z Seanem na późny obiad jak najbardziej mi odpowiadała. Nie mogłam mu co prawda powiedzieć, co się działo, bo uznałby mnie za jeszcze większą wariatkę, niż za jaką już miał – w pozytywnym sensie – ale mogłam go podpytać o działanie mózgu.

Westchnęłam. Ruszyłam na piętro, złapałam za pierwsze, co mi wpadło do rąk i założyłam na siebie obcisłe spodnie, koszulkę na krótki rękaw i zbyt dużą jeansową kurtkę. Już po chwili ruszyłam na dół. Zabrałam wszystko, co potrzebowałam, założyłam buty. Nim wyszłam, odwróciłam się jeszcze do Alby i Tigera. Golden leżał na kanapie, owczarek gryzł zabawkę na dywanie i kręcił się na plechach, ale widząc, że się do nich zwróciłam, oboje postawili uszy i na mnie zerknęli.

— Bądźcie grzeczni.

Oba psiaki pojedynczo szczeknęły. Uśmiechnęłam się na nich, a w kolejnej chwili wyszłam z mieszkania. 

*********************

Dzisiaj wyjątkowo króciutki, ale mam nadzieję, że się wam podobał!

Dajcie znać koniecznie i do następnego!

LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz