Rozdział 24: Jeremy

31 6 2
                                    

Od miesiąca to samo. Próbowałem wymyślić jakiś plan przeciwko Kościrogowi, który znajdował się coraz bliżej nas. Każdy poprzedni wysyłaliśmy Cieniom, które znajdowały się na jego drodze, ale nic nie działało. Ten demon uodpornił się na przynajmniej pięćdziesiąt procent naszych ataków, a to znaczyło tyle, że coś się w nim zmieniło. Wszystkie zdobyte informacje były przekazywane dalej, aż w końcu trafiały do nas. Z nimi mogliśmy urozmaicać całą kompozycję, jednak nieważne, co wymyśliliśmy... Kończyło się to niepowodzeniem. Kościróg wychodził praktycznie bez szwanku.

Wszyscy ledwie spaliśmy, bo próbowaliśmy cokolwiek wymyślić, by tym razem nie skończyło się to fiaskiem. Denerwowaliśmy się samą myślą, że z każdym zachodem ta gnida znajdowała się coraz bliżej nas. Codziennie o zmierzchu, gdy tylko słońce zanikało, Kościróg stawiał kolejne kroki i nieubłaganie się zbliżał, jakby chciał dokończyć porachunki sprzed dekady. Trzy nasze zbiorowiska zostały niemal doszczętnie zniszczone przez tę zarazę, około sześćdziesięciu ludzi straciło życia podczas walki, w tym także dzieci, które zostały niechcianą ofiarą. Musieliśmy coś zaradzić, bo kolejni mogliśmy być my.

Wplątałem palce lewej dłonie w grzywkę i pociągnąłem za włosy. W prawej ręce cały czas trzymałem długopis, którego końcówką uderzałem od jakiejś godziny w róg pustej kartki. Wyprułem się kompletnie z jakichkolwiek pomysłów, ale nie tylko ja. Uniosłem wzrok na pozostałych. Bliźniacy także łapali się już za głowy. Maddy musiała rozchodzić wszystkie emocje. Aria modliła się o jakąś boską ingerencję. Tata podobnie do Maddy, musiał chodzić, żeby cokolwiek wymyślić. Duncan za to... Usłyszałem huk. Zerknąłem na Cana. Właśnie rzucił długopisem o blat, a kolejno roztargał sobie włosy, cicho warcząc pod nosem. On także nie miał pomysłów...

Wszyscy byliśmy już sfrustrowani, że Kościróg dosłownie grał nam na nosach. Niestety, musieliśmy z nim skończyć raz na zawsze. Sytuacja sprzed dziesięciu lat nie mogła się powtórzyć. Nie mogła ucierpieć żadna osoba ze świata ludzi.

— Wiem! — wyskoczyła Maddy, a wzrok każdego momentalnie na nią padł.

Nie wyglądała za dobrze. Miała roztargane włosy związane w krzywego kucyka. Pod oczami widniały cienie, a na twarzy brakowało jakichkolwiek śladów makijażu. Miała na sobie zbyt duże ubrania, które składały się z luźnej koszulki, zapewne ukradzionej od kogoś z nas, oraz dresowych spodni. Nosiła te ciuchy od kilku dni, ale nie tylko ona pozostawała nieogarnięta. Nikt z naszej grupy nie myślał za bardzo o sobie w czasie ostatnich kilkudziesięciu dni.

— Może niech Jeremy znowu zrobi to swoje wzmocnione czary-mary, jak ostatnim razem? To go wtedy powaliło.

Wzrok wszystkich przeskoczył na mnie.

— Świetny pomysł, ale mamy problem — zauważyłem. — Nie mam bladego pojęcia, jak ja to wtedy zrobiłem.

Maddy opadł entuzjazm. Gdyby nie fakt, o nieznajomości tego sposobu, samemu ruszyłbym na Kościroga, żeby się go pozbyć. Niestety, miałem tu limit i on obejmował właśnie brak wiedzy o bodźcu, jaki spowodował wzmocnienie się mojej magii.

— Pamiętasz, co wtedy czułeś? — wtrącił się tata, na którego przerzuciłem wzrok. Opierał się o blat i widocznie rozpatrywał propozycję Maddy oraz moje słowa. — Może udałoby się odtworzyć tamte odczucia.

Westchnąłem.

— Byłem zdenerwowany i chciałem chronić Mel.

Tata pokręcił głową.

— Nie o to mi chodzi, Jeremy — powiedział. — Mówiłeś wtedy coś, że miałeś jakby dziwne odczucia, jeśli się nie mylę. Pamiętasz, co to było? Mógłbyś je opisać?

LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz