Rozdział 31: Melissa

7 2 0
                                    

— Nie wierzę, że Canan się zgodził na pomysł z czekaniem.

Zaśmiałam się na słowa Seana.

— Szczerze? — Zerknęłam na niego. — Ja też nie. Jak mi powiedział, że się zgadza, to myślałam, że się przesłyszałam.

Poprawiłam się, prostując prawą nogę. Lewą przyciągnęłam bardziej do siebie, a kolejno złapałam za kostkę obiema dłońmi. Przeniosłam wzrok na siedlisko Cieni. Dzisiaj tętniło życiem, jakby każdy się na coś szykował. Duncan pilnował dzieci, które uczyły się zaklinać broń palną, a gdy to im się udawało, dawał im przyzwolenie, żeby strzelały do puszek. Bliźniacy podobnie nauczali inne maluchy. Z tego, co udało mi się wychwycić, pokazywali im, jak przywoływać chowańce, a gdy któremuś się nie udało, podnosili je na duchu i zapewniali, że w końcu im się uda.

Uniosłam lekko kąciki, po czym przerzuciłam wzrok na Arię. Zakrywała kwiaty materiałem, który chronił będzie przed nadchodzącą coraz zimniejszą pogodą. Przy tym nuciła coś pod nosem, ale sądząc dźwięku, była to jakaś kościelna melodia. W oddali widziałam też kilkanaście osób, które zajmowały się przeróżnymi rzeczami. Jedni rąbali drewno, inni próbowali naprawić czyjś samochód. Często znajdowali się w grupkach, gdzie wszyscy sobie pomagali. Małe dzieci biegały z piłką. Kobiety korzystały z ostatnich cieplejszych dni i wietrzyły pościele lub sprzątały. W oddali dostrzegłam też ojca Jeremiego. Każdy się czymś zajmował. Maddy jako jedyna siedziała obok i przyglądała się, jak innym szła praca.

Chciałam ją nawet o to zapytać, ale wtem się zacięłam, widząc wychodzącego z domu Jeremiego. Przełknęłam ślinę, widząc, jak przy tym – mając już na sobie ściślej przylegający T-shirt – zakładał sweter typu half zip w grafitowym odcieniu.

— A ty co? — spytałam, gdy niemal zeskoczył ze schodów, na których siedziałam wraz z Maddy i Seanem.

— Ja tu jedyny poważnie pracujący — zażartował, podciągając rękawy i tym samym ukazując wypracowane przedramiona.

Zamrugałam szybciej, starając się przywrócić do normalności własny umysł.

Melissa, spokój...

— Co masz na myśli? — dopytałam, a on się do nas odwrócił.

Zerknął na Maddy, a kolejno na resztę, która momentalnie przerwała swoje obowiązki, by zabić go wzrokiem przez zarzut, że oni nic nie robili. Parsknął lekko, a przy tym uniósł prawy kącik minimalnie wyżej, nadając uśmiechowi bardziej łobuzerski charakter. Na widok czegoś podobnego serce oszalało i zaczęło wystukiwać o wiele bardziej szaleńczy rytm, niż przed momentem.

— Bariera uniemożliwiająca demonom dostanie się do naszego siedliska, sama się nie wzmocni — zauważył, a ja, pierwszy raz, od kiedy wróciły mi wspomnienia, zauważyłam w jego oczach zalążek szczęścia.

Nie rozumiałam, dlaczego miałam wrażenie, jakby chłopak się ode mnie znacznie odsunął, od kiedy o wszystkim sobie przypomniałam. Myślałam, że za mną tęsknił, ale on... Nie okazywał tego za bardzo. Nie wiedziałam, czy Jeremy po prostu w taki sposób wydoroślał, czy może jednak chodziło o coś innego, czego jeszcze nie potrafiłam wywnioskować.

Chłopak zwrócił się do jeziora, a kolejno ruszył w jego kierunku. Westchnęłam cicho we własnej frustracji, choć za wszelką cenę starałam się nie pokazywać, że coś mnie gryzło. Zerknęłam na jego szerokie ramiona, a przy tym uniosłam lekko brwi, zauważywszy, jak inne Cienie go pozdrawiają i się z nim witają. Odpowiadał niemal każdemu. Jakieś dziecko niemal na niego wpadło, ale ten szybko zareagował i je uniósł w powietrze, na co maluch się roześmiał. Pomachał mu, a kolejno uciekł razem z przyjaciółmi.

LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz